Kilka zasad superspaceru wg Prawieowczarkowe

Subiektywnie oczywiście. Bo większość z Was szczęściarzy pewnie nie wie, że spacer ze strachulcem (pieszczotliwy zamiennik określeń trzęsidupa, cykor, cziken używanych na co dzień 😉 ) to nielada strategia do ogarnięcia. Pół dnia wymyślasz miejsce, drugie pół ogarniasz mapę, jak do niego dojechać, potem wydajesz pół pensji na benzynę, żeby w połowie drogi nie łapać stopa ( z psem…łatwo nie będzie) po czym po tygodniu planowania organizujesz superspacer podczas którego akurat coś huknie i masz pozamiatane. BAM! Warto było? Często okazuje się, że warto było, ale często wystarczy po prostu pojechać parę kilometrów za miasto, żeby było magicznie. Jak mawiają strożytni górale reguły nie ma. Wiadomka, że reguły nie ma, ale my założyliśmy sobie kilka zasad, których się trzymamy i które na ogół zdają egzamin. Jeśli macie trzęsidu…w sensie kochanego strachliwego pieska- łapcie!
Po pierwsze- nic na siłę.
Czasem przeglądając fejsa, czy insta i widząc, jak super spędzają właśnie czas znajomi psiarze na piwku i frytkach na mieście ze swoim psiakiem aż Cię telepie i wszystko w środku krzyczy JA TEŻ CHCĘ! A potem patrzysz na swojego psa, który na dźwięk słowa miasto chowa się głębiej pod kocyk i chrapie, jakby nagle głośniej wyraźnie dając Ci do zrozumienia, że piwko na rynku to możesz wypić sobie sama. Albo z mężusiem. Piesełek w tym czasie słodko pośpi i poczeka aż wrócicie z lepszym pomysłem na spacer. I dla mnie luzik. Przecież fryty i piwko można sobie chapnąć na polance, gdzie nikt w talerz nie patrzy, nie musisz dawać napiwków, jedyne co musisz ogarnąć między jedną frytką a drugą to to, czy pieseł właśnie nie czmychnął za jakimś zającem, czy sarną.

Po drugie- milion smakołyków.
Morze, ocean nawet można by rzec. Mając strachliwego pieska każdy spacer należy mu wzmacniać pozytywnymi skojarzeniami. Zarówno ten wokół bloku, który średnio lubi, jak i ten w zupełnej dziczy, w którym nic mu nie przeszkadza. Bo przeszkadzać może zacząć w każdej chwili. Tak, jak to było z Luną. Spacer w lesie to było jej ulubione zajęcie, dopóki kilka razy z rzędu nie trafiliśmy na polowanie. Huki nawet z oddali negatywnie się Młodej skojarzyły i zauważyłam, że nawet w lesie nie jest już tak zrelaksowana. Dlatego w kolejny spacer uzbroiliśmy się w wór smakołyków i zadań do wykonania i Luna nie miała czasu rozpamiętywać tego, że kiedyś tam gdzieś tam nieopodal huknęło. A skubana ma niesamowitą umiejętność kojarzenia sobie miejsca z hukiem i jak się uprze to już nigdy w życiu do danego miejsca jej nie zaciągniemy. A nie pójść już nigdy do lasu to jakby w połowie umrzeć. /Wiola Koelio/
Po trzecie- dobre zabezpieczenie.
Być może jestem przewrażliwiona na tym punkcie, ale jeśli nie mam pewności, że miejsce jest bezpieczne nie puszczam Luny luzem. Owszem mogłabym, żeby uszczęśliwić pieska do granic możliwości, ale wtedy dla mnie taki spacer byłby istną udręką. Zamiast cieszyć się ze spaceru ciągle przywoływałabym psa, rozglądała się wokół za sarnami, czy zającami, czy denerwowała się, że być może zaraz niewiadomo skąd poleci petarda. Można, pytanie po co skoro dobrzy ludzie wymyślili tak genialny wynalazek, jak linka treningowa? Linki mają zapewne tyle samo zwolenników, co przeciwników jednak we mnie mają fankę foreva! Owszem plączą się, jak porąbane, zaczepiają o wszystko co mogą, trzeba je po każdym spacerze czyścić, zamiast od razu wyłożyć się w wyrze przed serialem ale to, jaki dają komfort psychiczny wynagradza absolutnie wszystko. Oczywiście jest bardzo różnie i niektóre psy z linką się nie dogadają i już. Jeżeli chodzi o Lunę to mam wrażenie, że tego, że ma przyczepioną linkę kompletnie nie zauważa. Rzadko oddala się od nas na odległość większą niż 10 metrów, no chyba że coś wyniucha. Sarnę, czy zająca w sensie. To jedyny moment kiedy linka się napina, ale wykorzystuję to, jako okazję na ćwiczenie przywołania i obsypanie psa śmierdzącą rybką za wykonanie polecenia. Jest radocha ze spaceru, jest też element szkolenia, nie ma stresu zgubienia pieska- czy może być lepiej? Pewnie, że może. Wyszkolić pieska tak, żeby zawracał w miejscu nawet biegnąc za sarną. Totalny szacun dla każdego, kto takim psem może się pochwalić. My jeszcze nie możemy, ale jednocześnie jesteśmy dumni z tego, że regularnie nad tym pracujemy i być może kiedyś będziemy się mogli i tym poszczycić.

Po czwarte- pamiętaj o dniu zakazanym.
My już kilka takich dni w kalendarzu zapisaliśmy. To, że Sylwester i te kilka dni przed i po to wiadomo. Ale np. nigdy nie zwracaliśmy uwagi na to, że petardy lecą też w drugi dzień świąt wielkanocnych, w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia, 11 listopada, czy większość letnich sobót około północy (to sezon wesel, a jeszcze wiele par nie wierzy w to, że jak sobie nie pierdyknie petardą w dniu ślubu to nic się nie stanie i być może i tak im się w życiu ułoży). Tak więc wtedy, albo zaszywamy się głęboko w Bieszczadach, albo nie wychodzimy na dłuższe spacery i imprezki organizujemy sobie w domu. Z zabawami węchowymi, czy zamrożonym kongiem, żeby zapewnić psu rozrywkę bez wychodzenia z domu.

Po piąte- towarzystwo.
Oczywiście nie u każdego psiaka się sprawdzi. Luna uwielbia towarzystwo i im więcej osób, czy psów na spacerze tym lepiej. Skupia się wtedy, jak to mają w zwyczaju owczarki (prawieowczarki, jak widać też) na pilnowaniu grupy, liczeniu czy wszyscy są i podszczypywaniu towarzyszy po łydkach tudzież łapach w celu sprowokowania do zabawy. Kiedy na spacerze mamy towarzystwo chętniej spuszczamy Lunę luzem- oczywiście o ile miejsce spełnia odpowiednie warunki. Dobre ciocie z osiedla oczywiście uraczą Cię ludową mądrością o tym, że suka i tak nie ucieknie, a jak już jest w towarzystwie psów, to żeby skały srały nie ma opcji. Hyhy…

Po szóste- znajdźcie swoje ulubione miejsce.
Takie, w którym i Ty i pies czujecie się bardzo dobrze. Nie wiem ulubiony las, ulubiony park, ulubione dzikie pola, czy chociażby bieszczadzki szlak ten jeden jedyny. I idźcie tam zawsze wtedy, kiedy się żyć i spacerować odechciewa. Tobie, albo psu. Nieważne. Ważne, że ma pomóc i zapewniam, że pomoże. W tym miejscu nie myślimy o petardach, Sylwestrze, spóźniającej się wypłacie, czy ostatnim opierdzielu od szefa. To jest takie miejsce, w którym Ty i pies czujecie się na maksa bezpiecznie i skupiacie się tylko na tęczy i skaczących przez nią jednorożcach. W takim miejscu spacer zawsze się udaje. No dobra, chyba że huknie…Ale dopóki nie huknie nie snujemy czarnych scenariuszy.

I po siódme pewnie ostatnie- liczy się nie długość, a jakość.
Czasem jest tak, że na spacerze, który miał pobić Twój rekord na endomondo, a spalonych kalorii miało być tyle, że można będzie spokojnie pozwolić sobie na podwójne fryty zagryzane czipsami coś się wydarzy i pies nie będzie chciał dalej iść, albo owszem idzie, ale jest kompletnie nie w sosie. Zaprawdę powiadam Ci porzuć wszelkie ambicje i wracaj do domu, bo nie ma sensu. Przynajmniej tak jest z Luną. Jeśli widzimy, że coś jest nie tak po prostu zawracamy. Jakąś tam okrężną drogą, żeby nie utrwalać Młodej w przekonaniu, że i my się wystraszyliśmy, po drodze kilka ćwiczeń, jakieś podbiegi i inne rozpraszacze, ale jednak spacer kończymy. O rany ile razy tak było. W takiej sytuacji mówi się trudno i spaceruje się kiedy indziej.
Tak więc zapinamy szelki, pakujemy linkę i lecimy na superspacer. A Wy? Macie swoje sposoby na udany spacer, czy może jesteście w tym gronie szczęśliwców, których każdy spacer jest spacerem życia? 🙂
—————————————————————————————————————————–
Tak, jak pisałam. Tekst jest bardzo subiektywny, a żaden spacer ze strachliwym psem się nie uda, jeśli na co dzień nie będziemy wkładać ogromu pracy nad tym, żeby te lęki minimalizować. Taka praca jest o tyle żmudna, że na dwa kroki do przodu często wystarczy jeden mały bodziec, który cofa nas o 10. I tak w kółko. Ale jak to mówią „bez pracy nie ma kołaczy”, a silna wiara w to, że kiedyś chrupnę sobie fryty z Luną na mieście, czy pozbędę się linki bez wyrzutów sumienia daje ogromnego kopa motywacyjnego.
Jaki wspaniały wpis!!!!! Podpisuję się pod każdym słowem. Jako że ostatnio Berek dołączył do trzesidupków, a ja jestem nowa w temacie, to czytanie takich wpisów jest jak balsam dla mojej duszy. Idę w jakość, idę w spokój, idę w „nic na siłę”, uczę się być dobrej myśli. Niestety sylwestra się boimy (pierwszy raz w zyciu :/), nie mamy miejscówki żadnej co gwarantuje ciszę, a tylko mamy plan na siedzenie w łazience z grającym radiem…
A dla mnie takie komentarze są balsamem dla duszy 🙂 Ewa, mam nadzieję, że Berek jak najszybciej wypisze się z grupy trzęsidupek. Z Sylwestrem mamy ten sam problem mimo, że szukałam dobrej miejscówy od lipca znowu się nie udało. Zaszywamy się w domu teścia pod miastem, ale tam i tak słychać wystrzały. Jedyne, co nam pomoże to jakieś uspokajacze i głośna muzyka. Jeśli mogę coś doradzić, to jeśli będziecie słuchać jakiejś stacji radiowej to o północy zmieńcie na normalną muzykę. My tak nacieliśmy się w tamtym roku…o 24 Trójka na cały regulator a tam petardy…ech, człowiek uczy się całe życie 😉
„Liczy się nie długośc, ale jakość” – to jest hasło przewodnie, które tłukę u siebie na blogu. Wpis super, wierzę, że kiedyś Luna będzie Wam towarzyszyła na miejskich frytkach i trzymam kciuki za pozbycie linki, choć ja nawet nie marzę, że kiedyś osiągnę to z Donnerem, za bardzo mu nie ufam pod tym względem. ;P Nie dajcie się w tym roku wystrzałom Sywestrowym!
Dzięki Amelia! Robim, co możem z tą trzęsidupką, a jak wyjdzie zobaczymy 🙂 Widziałam, że Donner też super radzi sobie z linką, a Elka chyba z tego co widzę na zdjęciach została obdarzona większym zaufaniem. Czy to tylko tak narazie? 🙂
Donner ma 20m linki i w zupełności mu to wystarcza, rzedko kiedy ją napina, żeby było mu za mało, a Elka ma granice świata 10m ode mnie. 😀 Ten pies się dalej nie oddala, bo to strach samej tak daleko, no i ma super przywołanie (póki co), ale zobaczymy jak będzie kiedy dorośnie, bo ciężko szczeniaka oceniać 😉
Elka mi wygląda na psi ideał 😉 Oby tak zostało 🙂
Super wpis! Spacer ma być przyjemnością i dla psa i dla człowieka! Nie da się go liczyć w ilosci wykonanych sztuczek/komend czy przebytych kilometrów, raczej w ilosci uśmiechów na twarzy ludzi i merdnięć psich ogonków:)
Święte słowa Jowita! 🙂 I Wam życzymy, jak najwięcej tych megaspacerów 🙂
Nasz pompon ma już prawie 2 lata a jego piętą achillesową są ludzie. Wszyscy których nie zna. Oprócz tego ruchliwe ulice, nietypowe przedmioty, motocykle, dzieci, huśtawki, kosze na śmieci, worki… Fortuna wydana na szkolenia a progres w przezwyciężaniu strachow 20% od pozycji wyjściowej. Podejrzewam że lepiej nie będzie
Trzeba poczekać aż dojrzeje i będzie miał wszystko bardziej gdzieś:-))
Ja bardzo żałuję, że tak trudno trafić na behawiorystę, który specjalizowałby się w psich lękach. Mamy specjalistów od agresji i od innych rzeczy a w momencie kiedy przedstawiam problem Luny to większość rozkłada ręce z tekstem „No wie Pani ze strachliwymi psami to jest bardzo trudno…” I mina, jakby właśnie przede mną Amerykę odkrył… Czy jakieś szkolenia, seminaria z tego tematu- kompletna cisza. I nie mówię tu o Podkarpaciu, ale całej Polsce…smutne to bardzo. A za Pompona trzymam kciuki. Czasem czas też jest dobrym terapeutą 🙂
U nas las też jest bezpiecznym miejscem i w gorszych czasach po prostu na każdy spacer jeździmy autem 600 metrów do naszego lasu. Na szczęście nasz las nie jest terenem łowieckim i nie ma tam huków. Las to w ogóle jest dla mnie magiczne miejsce, bo mój pies w lesie jest po prostu idealny i prawie nie ma instynktu łowieckiego (odwołanie od zwierzyny 100% :D). Siłę lasu poznałam właśnie w gorszych czasach, kiedy mój pies panikował (potrafił zerwać smycz) m.in. na dźwięk samolotu i helikoptera. Okazało się, że w lesie nawet kiedy przelatuje nad nami samolot i helikopter pies kontaktuje. Dzięki temu za każdym razem kiedy coś leciało, mogłam psu podawać smakołyki i wkrótce okazało się, że nawet na otwartej przestrzeni jestem w stanie kontrolować psa podczas przelotu samolotu nad głową. Sylwestra tez się niestety boimy. Dla nas najgorsze są wybuchy podczas wyjścia z bloku, bo wtedy pieseł może się najbardziej zrazić do wychodzenia z domu w ogóle 🙁
O rany, czyli jesteście szczęściarzami i odkryliście to swoje ulubione miejsce. Jak Wam zazdroszczę. My jeszcze go nie znalazłyśmy, ale wierzę, że ono gdzieś tam jest. Właśnie takie, jak Wasz las 🙂
No u nas niestety odpalają już pierwsze petardy i każde wyjście na spacer to dla mnie ogromny stres…bo sam Sylwester jest jeszcze do przeżycia, bo wiem że wystrzału mogę się spodziewać w każdej chwili i jestem w stanie zareagować. Ale te dni przed…masakra. Oby wszystko było dobrze u Was i żeby ten Sylwestrowy czas, jak najszybciej odszedł w zapomnienie. Ściskamy Was mocno <3
Wiele osób właśnie myśli, że psy potrzebują tylko i wyłącznie długich spacerów. Prawda jest jednak taka, jak ty napisałaś – czasami lepiej zrobić krótki, ale bardziej intensywny spacer niż niepotrzebnie przedłużać. Szczególnie, jeżeli nasz psiak jest lękliwy.
Generalnie bardzo fajny wpis – więcej takich 🙂
Jak to mówią dla każdego coś dobrego 🙂 Dzięki za miłe słowa 🙂
Świetny wpis! U nas jest podobnie ze spacerami. Najbardziej lubimy te po lesie gdzie panuje spokój i cisza ( o ile akurat nie manpolowania;- ). Hunter jest bardzo lękliwym psem i czasem potrafi przestraszyć sam siebie! Na każdy spacer musimy zabierać worek smaków aby odwrażliwić strachy np powiewajaca na wietrze szmatę. Poza tym Huntek nie przepada za towarzystwem psów więc nie chodzimy do psich parków i tego typu przybytków. Woli samotne spacery po lesie a najbardziej lubi węszenie i kopanie dziur w poszukiwaniu gryzoni. Możemy tak dreptać po łace w kółko przez godzinę. Co do linki to również jestem jej zwolenniczka. Szczególnie w lesie gdzie strach puszczać psa, który ma ogromny instynkt łowiecki plus myśliwi i różnego rodzaju wnyki…brrr. Bieganie wolno tylko w kontrolowanych warunkach. A Fika póki co na smyczy bo ona boi się ludzi i jest agresywna. Z psami bywa różnie. Pracujemy mocno żeby to zmienić i jest coraz lepiej:-) Fika pójdzie wszędzie byle do przodu chyba, że leje deszcz wtedy lepiej spędzić czas u pańci na kolanach pod kocem albo pomemłać stara kość;-) Ojej tak się rozpisałam, że mogłabym posta z tego zrobić;-) ostatnio u mnie znowu cisza czas to nadrobić. A co do Sylwestra to będzie to nasz pierwszy wspólny i już się boję. Z racji, że nie mamy cichej miejscówki chyba wsiadziemy w auto i pojedziemy gdzieś w trasę daleko od strzałów. Pozdrawiam ciepło*
Najważniejsze to mieć swój sposób i obserwować swojego psiaka bądź psiaki i być po prostu oparciem. A posta kochana pisz, pisz! Chętnie poczytam no i pooglądam Twoje świetne zdjęcia 🙂 Ściskamy! <3
Świetny wpis Wiola!
U nas jest problem w moim rodzinnym lesie. Pies chodzi nakręcony jak maszyna i ma mnie i moje parówki w nosie jak tylko coś wyczuje czy (o zgrozo) zobaczy zwierzynę! Dziesięciometrowa linka w lesie nie sprawdza się zbyt dobrze natomiast w mieście jest super 😉 Możemy biegać i hasać po parku a mimo wszystko jest kontrola i pies posłuszny 😉 Brakuje nam takiej polany otwartej jak Wasze pola pod Krosnem 😉
Raz w lesie przeciął nam ścieżkę jeleń! Ogromny jak koń! Z porożem szerokim na 3 metry! Nawet Apuś był w szoku 😀
Ściskam :*
Nie ma się co dziwić tyle zapachów, że aż się w głowie może zakręcić. My w lesie częściej korzystamy z pasa biodrowego niż z linki, bo jednak na pasie czuję większą kontrolę nad psem, która w lesie w przypadku Luny musi być ogromna bo też niesamowicie nakręca się na tropy zwierząt. A na polach właśnie linka. Hah my też ostatnio natknęliśmy się na ogromne jelenie, Luna chyba nie wiedziała co to, bo aż się za mnie schowała a i ja się mocno wystraszyłam, bo to było moje pierwsze spotkanie z tymi zwierzami. Szczególnie, że nic sobie z nas nie robiły tylko zły dostojnym krokiem. Przejedźcie się u siebie po okolicy, na bank znajdziecie takie dzikie pola 🙂
Super wpis! Nic dodać nic ująć!
Nasz tez ostatnio boi sie dziwnych rzeczy…ale mamy nadzieje, ze z tego wyrosnie, ze moze mu przejdzie, ze narazie poprostu co chwilke cos dla niego jest nowe…bo ma 9 miesiecy 🙂
ja mam pytanie odnosnie tego pasa biodrowego 🙂 gdzie mozna takowy zakupic i czy jak podepniesz do tego smycz to sie nie placze 🙂
Myślę, że zawsze warto jeśli ma się jakieś wątpliwości, co do zachowania swojego psa dopytać behawiorystę, bo być może jest to sprawa wieku, a być może nie i jeśli takie lęki będą się utrwalać potem pies może mieć spore trudności się z nich wykaraskać. Przemyśl sprawę i jeśli tylko masz kontakt z jakimś sprawdzonym behawiorystą po prostu popytaj, jak pomóc psu w takich sytuacjach. Jak to mówią wiedzy nigdy dość 😉 Co do pasa biodrowego to my swój kupowaliśmy w sklepie hifica.pl ale fajne też mają na dogtrotter.pl i na przykłąd sali.pl. Najlepiej dokupić od razu do kompletu smycz z amortyzatorem, bo zwykła przy szarpnięciach może obciążać kręgosłup. A co do plątania się smyczy to wszystko zależy od tego, jak idzie pies. Jeśli jest ciągle przed nami to nic się nie plącze, ale jak już gdzieś zbacza z trasy i to my go wyprzedzamy to smycz oczywiście może się zaplątać albo o nasze albo o psie łapy 😉