2015 w pigułce

Ogólnie uwielbiam grudzień. Bo śnieg, bo święta, bo prezenty, bo koniec roku, czyli nadzieje na następny jeszcze lepszy. Ale ten grudzień był jakiś taki…szczerze? Jak napiszę, że lipny to będzie bardzo łagodnie. Ale tylko pierwsza połowa. Bezsprzecznie początek grudnia był tak beznadziejny, że aż zastanawiałam się kurde grudniu co jest z tobą nie tak? Zawsze byłeś super, a teraz co? Dlatego kiedy kolejny dzień z rzędu obudziłam się wkurzona i znowu zaczynałam zrzędzić postanowiłam sobie, że muszę zrobić coś, żeby poprawić sobie humor. Padło na podsumowanie roku. Wymyśliłam sobie, że wezmę kartkę i zapiszę kilka powodów, które sprawiły, że ten rok był rewelacyjny. Moja wewnętrzna mamroła była oczywiście negatywnie nastawiona i nachodziły mnie myśli, że chyba ze 3 dni mi zejdzie zanim znajdę choć 3 powody. Ale uparłam się, że to zrobię i zrobiłam. I tak mnie to wciągnęło, że dosłownie w KILKA MINUT (nie przesadzam- naprawdę było ich tylko kilka) znalazłam w każdym miesiącu tego roku coś fajnego. Jeżeli jesteście ciekawi to zapraszam na dalszą część posta.
Kilka(naście) zdarzeń i sytuacji, które sprawiły że ten rok był WYJĄTKOWY!
(z podziałem na miesiące)
STYCZEŃ był super, booooo:
Bo w styczniu minął nam okrągły roczek z Dziadygą! Oj było co świętować! Dokładnie rok minął od dnia, w którym jedynymi myślami, jakie miałam w głowie były „ojezu co ja najlepszego zrobiłam” i „ojezu, przecież ta sucz Gaja zeżre tego biednego pieseczka, jak tylko spojrzy na jej miskę, już na pewno lepiej będzie mu w schronisku”. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca i mogliśmy hucznie obchodzić rok z Ogusiem.
Luty był rewelacyjny, boooooo:
No bo co tu dużo ukrywać….bo Luna. Rzutem na taśmę skubana się wślizgnęła, bo w przedostatni dzień lutego przypałętała się na tymczas. Wtedy jeszcze twardo utrzymywaliśmy, że tydzień, góra dwa. Na cholerę nam takie bydle w naszym malutkim, skromniutkim mieszkanku. Z początku nawet średnio ją lubiłam. Ale co poradzę, że okazała się najsłodsza na świecie?
Marzec był genialny, boooo:
Bo w marcu rodzą się bogowie. W sensie, że mam urodziny w marcu. Uwielbiam mieć urodziny! Nigdy nie zrozumiem ludzi, którzy w dniu urodzin płaczą i chowają się po kątach. Urodziny są mega! No i ponadto w marcu po około dwóch tygodniach z Luną stwierdziliśmy, że ten uszaty potwór zostaje. Nijak nie widziało nam się, żeby „pilnowała łobejścia przy budzie”, jak to proponowali potencjalni chętni na adopcję młodej. No i jak to się zawsze w takich chwilach pisze, bądź mówi „to była jedna z najlepszych decyzji naszego życia” /Wiola i Szymek Koelio/ Amen. Tak, to była w cykę decyzja!
Kwiecień był w kitę, boooo:
Bo zapisaliśmy Lunkę na szkolenie z posłuszeństwa. Stwierdziliśmy, że sami sobie nie poradzimy z tym upartym potworem, wyskoczyliśmy z hajsów i stanęliśmy oko w oko z prawdą. „Wasz pies ma Was tak głęboko pod ogonem, że już głębiej się nie da”. To było pierwsze, co usłyszeliśmy. Taaaa jasne. Wcale nie. Szkolenie pokazało, że wcale tak. Ale podeszliśmy do sprawy bardzo ambitnie i z dyplomem w ręce stwierdziliśmy, że mamy mega mądrego psa, że my też się wyszkoliliśmy i teraz już będzie z górki. Poniżej kilka zdjęć, które pokazują, jak pilnie Luna uczestniczyła w zajęciach.

Maj był w trąbkę, booooo:
Urządziliśmy sobie fajny wypad z piesełami do Zamku Sobień i Bezmiechowej. Lało, jak ja pierdziu, ale i tak było super. I super wspominam ten wypad.
Czerwiec był taki, że ho ho booooo:
Bo znowu była fajna wycieczka. A raczej wypadzik maleńki, spontaniczny, niedzielny za miasto pięknym letnim wieczorem. Zalew o uroczej nazwie „Niedźwiadek” urzekł mnie od razu. Właśnie to jest fajne w czerwcu, że rano możesz się wyspać, w południe wykminić co robić z dalszą częścią dnia a wieczorem to zrealizować. Zupełnie odwrotnie niż w grudniu. W grudniu jeżeli pozwolisz sobie na luksus wyspania się to już jest ciemno. I tyle. Ale mieliśmy czerwiec i cały dzień do zagospodarowania. Jako, że była to niedziela zaraz po „typowej sobocie” to zebraliśmy się dopiero późniuteńkim wieczorkiem. I nie mogliśmy trafić lepiej. Piękny zachód słońca kilka kilometrów od domu. No cudo! Wspominać będę jeszcze dłuuuugo!
Lipiec był cacy, booooo:
Bo powstał blog. Kurtyna. Nic więcej nie trzeba. Lubię to, że piszę bloga i że odważyłam się zacząć pisać.
Sierpień był okej, booooo:
No właśnie. Sierpień to był taki słodko-gorzki mimo wszystko. Bo upały dały nam popalić i Luna odwalała swoje, ale przez co najmniej kilka lat z zacieszem na mordce będę wspominać wypad nad zalew i pierwsze spotkanie Luny z głębszą wodą. Było rewelacyjnie.
Wrzesień był cudowny, boooooo:
Ach ten wrzesień… <3 Urlop, wolne, plażing, smażing…czego chcieć więcej. Bardzo konkretnie na temat września rozpisałam się w notce o naszym urlopie. Jakby ktoś chciał konkretniej to odsyłam właśnie tam KLIK.
Październik był wspaniały, boooo:
Bo w październiku zaczyna się najcudowniejsza pora roku, czyli jesień <3 UWIELBIAM! Taką polską, złotą. No cudo! Zaliczyliśmy też fajny wypad do Krakowa i głupio powyglądaliśmy przed obiektywem profesjonalnej i najlepszej Justyny. Październik mogę śmiało zaliczyć do czołówki tego roku. Wspaniały był.



Listopad, był superpozytywny, boooo:
W listopadzie to najczęściej nic nie robimy. Bo pada i wieje i jest lipa. A jak tak patrze wstecz to ku mojemu zdziwieniu okazuje się, że był to miesiąc, w którym działo się NAJWIĘCEJ. Kto by pomyślał! Bo tak: byliśmy znowu w Łomnej, byliśmy w Łopience, byliśmy w Lubenii i jeszcze zrobiliśmy z Luny superbohatera i oddaliśmy jej krew. Zazwyczaj tyle to działo się u nas przez cały rok, a nie w ciągu jednego miesiąca…no ekstra było, co tu dużo mówić!




Grudzień był kurkasiwa chyba najlepszy, booooo:
No właśnie. Zaczął się tragicznie, a kończy się wspaniale. To, co się odwaliło pod koniec grudnia było po prostu piękne. Po pierwsze znowu pojechaliśmy do Lubenii świętować urodziny mojej przyjaciółki…


Po drugie znaleźliśmy psiaka, który zaginął (o tej sytuacji pisaliśmy na fejsie o tu KLIK), a nie ma nic piękniejszego niż przekazanie właścicielowi psa, którego nie widział kilka dni.
A po trzecie dowiedzieliśmy się, że krew którą Luna oddała w listopadzie uratowała życie innemu psu… Tego, co się czuje w chwili kiedy z ust weta padają słowa „wasz pies uratował życie” nie da się opisać. No nie ma najmniejszych szans. To trzeba przeżyć.
Podsumowując naprawdę mieliśmy przegenialny rok. Mimo, że mam już 27 lat to pierwsze moje takie podsumowanie. A żałuję, bo naprawdę to super sposób na pozbycie się złego humoru. No bo naprawdę już totalnym zgredem musiałabym być gdybym narzekała mając za sobą 12 supermiesięcy.
A jak tam u Was? Robicie podsumowania? 2015 na plus, czy na minus? Oby na plus. A korzystając z okazji życzymy Wam wszystkiego, czego tylko sobie zamarzycie. Żebyście byli zadowoleni z siebie. Bo to bardzo ważne. I żebyście zawsze mieli marzenia. I pasje. I cel w życiu. Bo wtedy idzie już z górki. Przytulamy świątecznie.
Wasze prawieOwczarkowe.
Ojacie, ale fajne podsumowanie – bardzo inspirujące! Bardzo się cieszę, że przy okazji zahaczenia o Warszawę zawitaliście do Łomnej – tam była nasza z Kubą pierwsza prawdziwa randka 🙂
No i podziwiam Lunę jako dawcę honorowego 🙂 Sama chętnie poszłabym z Milką na oddanie krwi, może to komuś też uratuje życie, ach ach!
Dzięki Zosiu. Łomnę znaleźliśmy właśnie na Twoim blogu i wydała nam się idealna na spacer. Nie zawiedliśmy się. Na randkę pewnie tez musi być super 😉 A co do krwiodawstwa to naprawdę super sprawa. My kompletnie nie wierzyliśmy, że z Luną to się uda, ale niesamowicie nas zaskoczyła spokojem z jakim pozwoliła upuścić sobie prawie pół litra krwi 😀 Pozdrawiamy świątecznie Waszą czwórkę 🙂
Kocham Was <3 i kocham, że się znaleźliśmy <3 i że powstał blog, bo świat ma szanse pokochać Wasze zajebiste zdjęcia <3
Aleks! Powstał między innymi dzięki Tobie <3 Kocham bardziej 😀 ! I musimy zacząć kombinować jakieś spotkanie, bo się stęskniliśmy 🙂
My teeeż!! Buziaki!
Wspaniałe podsumowanie roku, bo i rok dla Was był wspaniały! Życzę Wam, żeby kazdy kolejny był conajmniej tak samo udany o ile nie lepszy 🙂
Dziękuję! Wam też wszystkiego, czego tylko sobie zażyczycie. Buziaki!
Serce rośnie, kiedy czyta się tego bloga. Podziwiam za wszystko, a w szczególności za podejście do życia 🙂
Ola!!! <3
Świetne podsumowanie roku i prześliczne zdjęcia !
Niech Nowy Rok zabłyśnie dla Was tęczy kolorami
I rozsypie się nad głowami szczęście i uśmiechów moc
I niech zostanie na 12 miesięcy z Wami
Nie tylko w tę Sylwestrową noc.
Dziękujemy! 🙂
Jezu no uwielbiam Waszego bloga, a ten post dał mi mega powera, choć zazwyczaj mam wielki wielki dystans do podsumowań roku. Wasze jest super, uśmiecham się, uwielbiam styl pisania i dobrze, że jesteście z nami wśród psich blogerów! <3
Btw "Uwielbiam mieć urodziny! Nigdy nie zrozumiem ludzi, którzy w dniu urodzin płaczą i chowają się po kątach" też nie rozumiem. Uwielbiam być Urodzinową Królewną!
Kurde no dawno nie przeczytałam nic równie miłego. Jeśli chodzi o motywacyjne kopy to ja właśnie w tym momencie dostałam takiego od Ciebie <3 Dzięki! "Urodzinowa Królewna"- w samo sedno! 😀