Dlaczego lepiej nam z Luną?

Kilka dni temu minęło nam równiutkie dwa lata z Lunką. Post pisany na podsumowanie pierwszego roku pamiętam, jakbym go pisała wczoraj, a tu proszę kolejny rok za nami. Nawet nie wiem kiedy minął, pewnie dlatego że był to naprawdę intensywny dla nas wszystkich czas. W naszym wspólnym życiu z Lunką nie wydarzyło się nic bardzo spektakularnego. Ot trochę zajęć pod okiem specjalistów, kolejne wspólne wakacje, pierwsze dwa dni bez niej kiedy na czas naszego ślubu była pod opieką cioci (dzięki Karola! :*), kilka wspólnych wschodów słońca, trochę kilometrów po Bieszczadach i okolicznych lasach, nowe straszki i pokonanie kilku innych. Po prostu zwykłe życie z psem.
No właśnie.
Życie z psem….
W tym kolejnym roku z Luną uświadomiłam sobie, że życie z nią jest totalnie lepsze od życia bez niej. Kiedy zdecydowaliśmy się na jej adopcję sporo osób odradzało nam ten pomysł. Jednym z głównych i najczęściej powtarzających się powodów był JESTEŚCIE MŁODZI, NIE WYSZALEJECIE SIĘ. Długo sobie rozkminiałam sens tych słów. Młodzi jesteśmy- owszem, piesek nie sprawi, że się nagle postarzejemy, a co do „wyszalenia się” to już dawno chyba stwierdziłam, że czasy imprez do rana, pomarańczowych glanów i wstydzenia się, bo spędziłam piątek w domu mam już daaaawno za sobą. Minęły chyba razem z młodzieńczym trądzikiem, a uwierzcie borykałam się z nim długo, więc czasu na imprezowanie też miałam mnóstwo ;). Zatem, co takiego zmieniło się w naszym życiu odkąd pojawiła się Luna i dlaczego uważamy, że teraz nam lepiej?
Zobaczyliśmy dzięki niej więcej miejsc, niż przez całe dotychczasowe życie. I tu naprawdę serio piszę. Życie ze strachliwym psem w mieście prowokuje do wymyślania naprawdę kreatywnego spędzania czasu w weekendy i dni wolne, żeby wynagrodzić nudne i stresujące spacery po mieście. Ilość kilometrów, jakie zrobiliśmy w miejscach totalnie oddalonych od miejskiego zgiełku naprawdę totalnie dobrze zrobiły nam na mózgi. Jak to mówią, co się raz zobaczyło, to się już nie odzobaczy i w tym przypadku chwała za to. Jestem na sto procent pewna, że bez Luny nie zobaczylibyśmy nawet połowy tych pięknych miejsc, które już z nią zwiedziliśmy. Nie żebyśmy wcześniej nigdzie nie wyjeżdżali, ale było to raczej sporadyczne, bo wydawało nam się, że spanie do południa i leżenie pod kocem przez cały weekend jest spoko. Owszem jest spoko, ale tylko raz na jakiś czas. Zdecydowanie bardziej spoko jest odkrywanie nowych super miejsc. Nie marnujemy już czasu na „bo mamy kaca”, na „bo nie chce nam się”, na „bo jutro”. Złapaliśmy złoty środek na czas lenia i czas aktywny i to jedna z fajniejszych rzeczy, jakiej się nauczyliśmy odkąd mamy psa.
Poznaliśmy mnóstwo nowych ludzi. Czy to na zwykłych spacerach, czy dzięki facebookowym grupom i blogom. Kilka z tych osób śmiało mogę nazwać przyjaciółmi, a to jak wiadomo kolejny życiowy wygryw.
Zaczęliśmy prowadzić blog. prawieowczarkowe.pl znacie prawda? 😉 Napisałam „zaczęliśmy”, bo mimo że to ja się tu słownie najbardziej produkuję, to bez Szymona i tak by nie istniał. Dzięki niemu blog tak wygląda i funkcjonuje sprawnie. Bardzo lubię pisać tego bloga. Nie dopadła mnie i mam nadzieję, że nigdy nie dopadnie blogerska spina, wyścig na użytkowników, czy nieprzespane noce, bo statystyki mnie nie zadowalają. Wiadomo, każdy kto coś tworzy ma nadzieję na jak największe grono odbiorców i ja oczywiście też, ale póki co cieszy mnie każdy odzew od Was, każdy komentarz i każdy lajk. Jeśli post przeczyta 20 osób, to nie płaczę, że tak mało, tylko cieszę się, jak głupia, że to właśnie tym dwudziestu osobom się chciało. Mam nadzieję, że tak właśnie zostanie.
Wiemy, jak to jest ryczeć z bezsilności i cieszyć się, jak dzieci. Jeśli śledzicie bloga, czy fanpage zapewne wiecie, że Lunka nie jest najłatwiejszym psem, a niestety problemy jakie z nią mamy to dla nas kompletna nowość i coś czego nie wzięliśmy pod uwagę decydując się na życie z nią. Lubię jednak wychodzić z założenia, że życie rzuca nam pod nogi tylko takie kłody, jakie damy radę wszyscy przeskoczyć. Lekcja cierpliwości i pokory, jaką od dwóch lat odbywamy z Luną to naprawdę niesamowite doświadczenie.
Doceniamy czas spędzony razem. Zupełnie bez żalu zamieniłam całonocne weekendowe imprezy na leniwe wieczory pod kocem z dobrym piwkiem, ciekawym serialem i rodziną u boku. Oczywiście uwielbiamy spędzać czas z przyjaciółmi, ale dopiero teraz naprawdę doceniamy, co to znaczy być po prostu razem. Ta psia radość, kiedy wracamy do domu, wyścigi, kto pierwszy zajmie najlepszą miejscówkę na łóżku i totalnie przedłużone poranki, bo piesek potrzebuje się poprzytulać…B E Z C E N N E .
I mogłabym tak wymieniać bez końca. Adopcja Lunki wywróciła nam życie do góry nogami, a znajomi śmieją się, że totalnie zeszliśmy na psy. I mają sto procent racji. Brzmi to ckliwie i słodziutko, jak pączek z czekoladą, ale naprawdę nie wyobrażamy sobie już nas bez psa. Często porównuję sobie nasze dwa życia- to z psem i to bez niego i oprócz tego, że to bez psa wyróżniało się znacznie dłuższym procesem wstawania z łóżka, to zdecydowanie w innych kwestiach wypadło raczej dużo bardziej blado. Fajnie mieć poczucie, że obrało się w życiu właściwą drogę i my takie poczucie właśnie mamy. Zupełnie nie odczułam, żeby posiadanie psa w czymkolwiek nas ograniczyło, wręcz przeciwnie. Od ponad dwóch lat czuję, że naprawdę żyjemy, w końcu nie tylko dla siebie, ale dla kogoś za kogo jesteśmy absolutnie odpowiedzialni.
Post oczywiście jest totalnie subiektywny i nie ma na celu namawiania do adopcji, czy kupna psa w celu poprawienia sobie jakości życia. Nie jestem też zwolennikiem mówienia komukolwiek, jak ma żyć, czy dawania rad, co powinien zrobić, żeby to życie mieć fajniejsze. U nas adopcja psa okazała się strzałem w dziesiątkę zarówno jeśli chodzi o życie z Ogim, jak i z Luną. Tacy po prostu jesteśmy i to nam pasuje. Jeśli nie bawi Cię wczesne wstawanie, czy spacery p r z y n a j m n i e j trzy razy dziennie, a do tego pokonywanie potencjalnych problemów, jakie możesz napotkać w życiu z psem spokojnie odpuść. To zawsze powinna być totalnie Twoja decyzja, a nie presja otoczenia. Tak samo ma się to do tego, czy decydując się na psa adoptujesz go, czy kupisz. Nie mam nic przeciwko kupowaniu, a nie adoptowaniu jeśli oczywiście pies jest ze sprawdzonej i prawdziwej hodowli, a kupujący ma odpowiednią wiedzę o rasie, na którą się zdecydował. Od pewnego czasu coraz częściej zastanawiamy się nad wzięciem pod opiekę kolejnego psa, jednak są to plany póki, co dość odległe, ale obie opcje bierzemy pod uwagę, ponieważ obie mają swoje dobre strony. Im więcej psa w domu tym lepiej, przekonałam się o tym kiedy ostatnio mieliśmy pod opieką psa naszego znajomego, ale zdaję sobie sprawę, że kilka dni, to nie kilka lub kilkanaście lat, więc procesy myślowe ukierunkowane na kolejnego psa choć przegrzewają się ostatnio totalnie, to będą musiały jeszcze chwilę popracować. Zwłaszcza, że spore zmiany przed nami, o których kilka razy już pisałam na fanpagu. Otoż opuszczamy rzeszowskie blokowisko i wracamy do rodzinnego Krosna zamieniając mieszkanie w bloku w środku miasta na dom z ogrodem na obrzeżach. Sami jesteśmy nieco zaniepokojeni tą, jakby nie było sporą zmianą, ale czujemy też ogromną ekscytację nowym życiem i tym, co ono może przynieść. Jako życiowi optymiści uznajemy, że to super decyzja, ale czas pokaże. Najważniejsze, że mamy świadomość, że wszystko da się ogarnąć, zwłaszcza jeśli jest się zgraną drużyną. Bo nią właśnie jesteśmy i to chyba nasza największa życiowa wygrana.
Rany! Patetycznie strasznie wyszło, ale cóż poradzić. Jakkolwiek bardzo lewą nogą bym rano nie wstała (bo ZAWSZE wstaję pierwsza 😉 ) to widok Lunki zakopanej w kołdrę zaraz obok Szymona momentalnie poprawia mi humor. Bo wiem, że jestem na właściwym miejscu, z właściwym człowiekiem i właściwym psem 🙂
Patetycznie, nie patetycznie – pięknie! 🙂
<3 <3 <3
Jak ja lubię czytać Twoje posty! Zawsze są pięknie napisane i pełne ciekawej treści. Widzę, że pokrywają nam się dwie rocznice ta smutna z tą radosną. Nam minął rok z Huntkiem a zaraz stuknie roczek z Fiką. Takie momenty warto zapisać. Ja, pomimo tego, że na mojego bloga prawie nikt nie zagląda, postanowiłam opisywać takie chwile by potem móc do tego wrócić i zobaczyć co się zmieniło. Myślę, że to bardzo cenne szczególnie przy problemowych psach. Z kolejnym wpisem będzie większa satysfakcja z poczynionych postępów 🙂 A wycieczki i odkrywanie nowych miejsc z psem to świetna sprawa! Życzę Wam kolejnych wspaniałych miesięcy i trzymam kciuki za nadchodzące zmiany! Uściski!
Dziękuję! Mam ogromną radość z pisania każdego posta, a po przeczytaniu takich słów, to już w ogóle nie wiem gdzie oczy podziać ze szczęścia <3 Niesamowity zbieg okoliczności z tymi rocznicami. Możemy sobie słać wirtualne przytulasy i od teraz już zawsze przy okazji naszych rocznic będę słałą ciepłe myśli również do Was 🙂 A nie myślałaś o fanpagu dla swojego bloga? Choćby właśnie po to, żeby więcej osób mogło dowiedzieć się o nowym wpisie. Mam nadzieję, że dasz się przekonać, bo ja na blogi wchodzę właśnie głównie przez ich fanpagi, bo tylko wtedy pamiętam, że przecież pojawiają się nowe wpisy. Choć może uda się teraz odwiedzać Was regularnie, bo ostatnio zainwestowałam w przepiękny notatnik, porobiłam sobie w nim osobne działy na różne rzeczy, również na czytane przeze mnie blogi i Was też tam mam także myślę, że teraz nawet bez facebookowych przypominajek będę zaglądać regularnie <3
My jesteśmy z mężem na etapie szukania działki na przyszły dom- i wtedy obiecujemy sobie drugiego pieska- jakiegoś prawieowczarka schroniska, albo przybłędę 😉 niedawno znaleźliśmy zabłąkanego pieska i modliliśmy żeby się właściciel nie zgłosił, żeby był niczyj…. ale niestety- piesek był zaginiony i opłakiwany, więc trzeba było porzucić nadzieję na drugiego pieska w domu… A myśleliśmy, że przypadek za nas zdecyduje 😛 Super, że się przeprowadzacie, ja bardzo żałuję decyzji o mieszkaniu w bloku 🙁
My z Pomponem tez jesteśmy juz drugi rok i nawet jeśli to chojrak do potęgi to właśnie wiele wyjazdów robimy dla niego 😛 Znajomi jeżdżą z dziećmi, a my… z psem 🙂 I tak nam dobrze, choć ciągle słyszymy słowa zdziwienia i troski żebyśmy może poszli do specjalisty od niepłodności 😀 😀 😀
Ojacie wiesz, że ja też prawie codziennie mam nadzieję, że to właśnie przypadek zdecyduje za nas i wszystkie obawy z przygarnięciem nowego psa będą musiały pójść w odstawkę no bo przecież nie oddam psiaka do schroniska 😀 Ale fajnie, że ktoś myśli dokładnie tak, jak ja 😉 Oj z tą niepłodnością to również Cię w stu procentach rozumiem, bo u nas jest to samo 😀 Trzymam kciuki za Waszą działkę i dom. Oby udało się, jak najszybciej 🙂
Też mi się wydaje, że pies wzbogaca życie. Również wiele osób nam odradzało oba psy (w sumie nie odradzało, bo dowiedzieli się po fakcie, ale opinie były raczej negatywne), ale wydaje mi się, że przyjęcie psa do życia nigdy nie jest błędem 🙂
Poza tym – im więcej psów tym lepiej 🙂
Jasne, że nie jest błędem. Jeśli tylko jesteśmy gotowi ponieść odpowiedzialność i konsekwentnie dążymy do obranego celu, to życie z psem przebiega zawsze, jak niesamowita przygoda 🙂 Buziaki w nosy dla Leviego i Legion 🙂
Pięknie napisane i trafione w sedno jak bardzo można zejść na psy i jak wiele to przynosi szczęścia 🙂
I czego życzę to spełnienia marzeń o domku i drugim psiaku 😉
My, którzy zeszliśmy na psy, musimy trzymać się razem 😉 Dziękujemy za kciuki. Ściskamy <3
Jeżeli w poście z tym drugim psem od znajomego była mowa o Hektorze, to myśle ze właściciel chetnie ponownie pozostawi na kilka dni u Was psiaka, abyście mogli sie lepiej przyzwyczajać i dojrzewać do decyzji drugiego stałego domownika czworonoga 🙂
No proste, że o Hektorku <3 Od połowy marca wal jak w dym, ale pamiętaj o wspólnych Bieszczadach 19 marca 😀
Tak naprawdę największy wygryw, to ostatnie zdanie z Twojego wpisu. Zgadzam się w pełni, że życie z psem jest po prostu znacznie lepsze. Pozdrowienia!
#dogteamforevertogether 😀 Buziaki dla Was <3
❤❤❤ Każdy dzień po odejściu naszej Bajki był wypełniony tęsknotą za nią. Rok bólu i szarpania się czy mamy siłę angażować się po raz drugi. Teraz nie wyobrażam sobie naszego życia bez Bryzy, każdy dzień do dziś jest wyzwaniem, cieszy nas każdy mały kroczek do przodu w jej zachowaniu. Każdy post z Waszego bloga czytam jednym tchem i widzę ile wspólnych problemów mają nasze prawieowczarkowe ☺. Widząc postępy Luny mam nadzieję, że z Bryzy też będą ludzie . Problemów mnóstwo, ale na pytanie „czy lepiej?” jest tylko jedna odpowiedź ❤❤❤❤.
Uściski dla Lunki i oczywiście czekamy na kolejnego posta ☺☺☺
Pani Renato <3 Ja to sobie zawsze myślę wspominając Bryzę, na którą szczerze mówiąc również długo mieliśmy oko, że naprawdę to jedna z największych szczęściar boguchwalskiego przytuliska. I nie mogę się nacieszyć, że trafiła właśnie do tak fantastycznej rodziny. Pamiętam, że ciarki przeszły mi po plecach, kiedy dowiedziałam się, że została adoptowana, ale teraz widzę, że tak po prostu musiało być i tak jest najlepiej na świecie 🙂
Dziękuję bardzo, jest najlepiej na świecie 🙂
proszę trzymać za nas kciuki w weekend, bo przed nami nowe (jedno z najważniejszych i najtrudniejszych) wyzwanie
🙂 🙂 🙂
Oj tak! Święta prawda 🙂 Aż chce się rano wstawać dla widoku szczęśliwej psiej mordki <3 Nawet spacer w deszczu ma swój urok 😀
Super, że planujecie takie zmiany, trzymam kciuki! Ja – dziołcha z lasu – już po paru miesiącach w mieście tęsknie za moją cichą dziczą 😉
WSZĘDZIE DOBRZE ALE Z PSEM NAJLEPIEJ <3
Buziaki :*