Uważaj o czym marzysz…

Wielu z Was czytających ten wpis pewnie ma psa ze schroniska, o którym nie wiadomo nic. Skąd jest, ile ma lat (przypuszczalnie tyle i tyle, ale ile dokładnie to ni hu hu nikt nie wie), jakie miał wcześniej życie, co jadł, gdzie mieszkał, jak miał na imię. Wielu z Was pewnie często nad tym rozmyśla pisząc w głowie różne scenariusze.
A teraz wyobraźcie sobie, że np. idziecie chodnikiem, zadowoleni, po robocie, z piwem/winem i czipsami/czekoladą do domu, po ciężkim dniu roboty, z super planami na wieczór typu serial/film, pościelowe burito i te sprawy. I nagle zaczepia Was jakiś koleś. Z twarzy podobny zupełnie do nikogo. I pyta o Waszego psa. Chciałoby się odpowiedzieć „w porządku, apetyt dopisuje, kupa twarda, sierść lśniąca, dziękuję, do widzenia, panu też dużo zdrowia”. Ale nie da się tak odpowiedzieć, bo nagle jedna komórka mózgowa odbija się od drugiej, robią salto i okazuje się, że nie znacie tego człowieka, więc z jakiej niby racji on w ogóle wie o psie i po co do nas mówi? Więc grzecznie ale z dystansem postanawiacie ciągnąć rozmowę, poczynając od banalnego pytania „przepraszam, czy się znamy?” mając nadzieję, że się nie znamy i koleś nie ogarnął i zaraz sobie pójdzie. Ale wyobraźcie sobie dalej, że nic bardziej mylnego, koleś nie daje za wygraną i opowiada Wam, że Wasz pies to jest jego pies, kupił go w 1997 roku, z takim już króciutkim ogonkiem, nikt mu krzywdy nie zrobił, że miał fajny, wygodny kojec, ale czasem uciekał na suczki, no i raz uciekł, ale już nie wrócił, zawsze wracał ale tym razem nie wrócił, no więc pewnie zdechł, ale potem się okazało, że nie zdechł i jest w schronisku, i on nawet był u niego w tym schronisku, ale ten pies go nie poznał, bo jest ślepy, to się wrócił do domu, bo przecież pies go nie poznał, więc trudno, a potem, jak jechał sobie gdzieś tam to zobaczył tego psa z Wami na spacerze to się ucieszył, że jego już niejego pies ma fajny, nowy dom i nawet w gazecie był i w ogóle super i fajerwerki i bajabongo, ale nagle widzi Was z innym psem, a nie z tym jego niejego, więc się zmartwił i zagada, gdzie ten jego, niejego już pies.
Pewnie nie ogarniacie nic z tego słowotoku, mniej więcej tak, jak my kiedy ta sytuacja wydarzyła się naprawdę w naszym życiu kilka dni temu. Serio podszedł do nas jakiś koleś, który okazał się byłym właścicielem Ogiego. Ojezu ile razy my marzyliśmy, żeby spojrzeć mu w oczy i powiedzieć, jaki jest głupi i w ogóle, ale to zawsze wydawało nam się cholernie nierealne więc zawsze pozostawało w swerze głupich marzeń i rozkmin wieczornych. Aż tu nagle bęc i koleś jest! Bez jakiejkolwiek spiny, bez niczego staje przed nami dumny z siebie i prezentuje historię życia tego psa, z każdym słowem udowadniając jaki jest beznadziejny. On, nie pies.
Nie wyobrażacie sobie, jakie fikołki, salta, obroty, podskoki, przewroty w przód i w tył robiły nasze mózgi podczas tego spotkania. Nie wyobrażacie sobie, jak bardzo chcieliśmy powiedzieć coś mądrego, ba! coś obraźliwego, tak żeby mu w pięty poszło, coś konstruktywnego nawet, może nawet nagrać rozmowę, gdyby nas tak cholernie nie zaskoczył kurde ile my wtedy chcieliśmy! I kurde ile z tego nie wyszło, bo nasze mózgi dostały takiego kopa w mózgodupy, jak nigdy. Serio nigdy, nigdy, nigdy i nigdy nie byliśmy w takim szoku! Jedyne co przelatywało mi wtedy między uszami w te i we wte, jak czasem dźwięk w słuchawkach, jak się słucha na słuchawkach to tylko „spadaj, spadaj, spadaj, spadaj,spadaj to nasz pies, odwal się idź być kiepem gdzie indziej!”
Kiedy jako tako zaczęliśmy ogarniać i nasze oczy z rozmiarów pięciozłotówek malały do rozmiarów ogólnoprzyjętych ten pan zdążył już machnąć dłonią przy czółku, odpalić furę i odjechać. A my staliśmy, jak debile na chodniku, mrugając, patrząc na zmianę raz na siebie, raz na odjeżdżający samochód. I zarejestrowałam tylko jedno zdanie Brodatego. „Czy ja dobrze liczę? Ten skurczybyk ma już OSIEMNAŚCIE LAT!!!???”
Także moi drodzy uważajcie o czym marzycie, bo jeszcze się spełni. Też się śmiałam z tego powiedzenia, dopóki nie spotkałam idioty będącego kiedyś „wielkim panem” mojego psa, któremu wydaje się, że zrobił mi przyjemność tym, że się odezwał.
Pewnie pozazdrościł tego, że „jego” pies z kojcowego burka trafił na salony i nawet był w gazecie.
HASZTAGPRAWDZIWA HISTORIA
No coś Ty?!!! Rozumiem niedowierzanie i opadniętą szczękę! Co za koleś! Niech spada na bambus i zostawi Ogusia w spokoju! Bo Luśka przyjedzie się z nim policzyć!
Luśka i jej wewnętrzny bullterier <3 🙂
To jest ta chwila, kiedy bardzo chcę coś powiedzieć, ale nie wiem co. No urwał nać, znalazłem, ale mnie nie poznał to kij ci w oko psie. A teraz jestem taki troskliwy, co tam u mojego pieseczka? Znaczy… No kurde. Serio, niektórzy nie maja poczucia żenady. JAK można być tak głupim?! Naprawdę trzeba mieć narąbane pod czachą, żeby się chwalić, że tak, to ja jestem tym cienkim fiutem, który olał stworzenie, za które kiedyś wziął odpowiedzialność, miło mi poznać.
Ja pierniczę.
Dokładnie. Wiele razy mówiłam, że mnie już nic nie zdziwi, ale teraz to już chyba naprawdę 😉
Rozumiem Twój poziom szoku, ale ja znając siebie to pewnie naskoczyłabym na chłopa i tak mu pojechała, że już słowem by się nie odezwał 😀
Jestem uznawana za osobę pyskatą i naprawdę nie wiem, co mi się wtedy stało…to się chyba nazywa po prostu szok 🙂
Dobrze, że nigdy nie marzyłam żeby wiedzieć co się działo z moim psem zanim go znalazłam 😀
Jedyne co mnie zastanawia to połamane żebra…
Ja mam naturę rozmyślacza i gdybacza więc byłam bardzo ciekawa, co do historii Ogiego. Choć tak, jak piszesz, czasem lepiej nie wiedzieć 🙂
JAKA HISTORIA! Normalnie szczenę zbieram z podłogi, co za typ!
P.S. Ej, świetne fotki, super opisane, ładnie, przestronnie tu u Was 😀 Wreszcie po blogowym urlopie Was znalazłam i będę zaglądać 🙂
Dziękuję Zosiu! Bardzo nam miło 🙂
Nie wiem, jak to się stało, że ominęłam ten post, bije się w pierś. Co za historia…Ogi to prawdziwy zabytek! Nie wyobrażam sobie, co bym zrobiła, jak bym spotkała poprzedniego właściciela Bohuna. Biorąc pod uwagę w jakim był stanie psychicznym (nie umiał nic, kłapał zębami na wszystkich) to raczej nie byłoby to wesołe spotkanie. Jasne, że bardzo często myślę o tym, co przeżył, ale chyba nie chciałabym się przekonać.
Ogi zabytek <3 Jestem tylko ciekawa, czy pan właściciel to przeczytał. Z tego co mówił córka śledziła losy Ogiegi na fotografii zwierząt, a że profile się przeplatają to podejrzewam, że mogła i tu trafić. Może będzie starcie nr 2 😉 A Bohuniałke to totalny farciarz, że Was ma <3