Życie ze strachliwym psem- naprawdę takie straszne?

W okresie sylwestrowym, kiedy zewsząd rozlegają się fajerwerki i letnim kiedy zaczynają się burze i nawałnice, jak bumerang powraca temat strachliwych psów. Właściciele wrażliwych na takie odgłosy psów szukają rad, jak im pomóc, starzy wyjadacze tematu dzielą się swoimi doświadczeniami, a niektórzy nagle dostają w głowę obuchem, bo ich pies dotąd niebojący się niczego zaczyna stresować się podczas burzy.
Szczerze powiedziawszy ciężko mi powiedzieć, w której grupie my teraz się znajdujemy. Nie możemy się nazwać starymi wyjadaczami tematu, bo lęki Luny trwają ponad rok, ale nowicjuszami w temacie też nie jesteśmy i lekko temat radzenia sobie z takim psem nadgryzliśmy. Często pod postami właścicieli strachliwych psów można znaleźć mnóstwo komentarzy typu „bardzo współczujemy, nasz pies niczego się nie boi”, „ojej nie wiem, co bym zrobił/zrobiła gdyby mój pies tak się bał”, czy „ale macie przerąbane życie z takim psem” (tak- takie też znajdowałam).
Czy życie ze strachliwym psem faktycznie jest, jak to zostało określone „przerąbane”?
Z ręką na sercu przyznaję, że jeszcze rok temu sama tak myślałam.
Luna, kiedy do nas trafiła, a było to w lutym 2015 w wieku mniej więcej 6 miesięcy- była niesamowicie radosnym psem. Nie bała się obcych ludzi, uwielbiała inne psy, bardzo szybko aklimatyzowała się w nowych miejscach, generalnie bezproblemowy pies ideał. Aż do mniej więcej maja-czerwca kiedy zaczęły się burze. Wtedy okazało się, że panicznie boi się grzmotów. Dla nas, jako ludzi totalnie zielonych w temacie psich fobii był to naprawdę totalny dramat. Kompletnie nie wiedzieliśmy, jak sobie radzić z jej lękami. Jedna burza zmieniła najszczęśliwszego psa na świecie, w psa którego na spacer trzeba było znosić po schodach na rękach. Ile ja w tamtym roku wieczorów przeryczałam w poduszkę to nawet nie zliczę. W końcu świat i wyobrażenie o moim idealnym psie legło w gruzach od jednego pioruna. Nie pamiętam już ile sobie żyłam w takiej załamce zanim udało mi się zebrać do kupy i zacząć działać. Ale udało się. Najpierw starałam się ogarnąć skąd w ogóle u Luny te lęki. Podobno niektóre psy „już tak mają” i nie potrzeba im żadnych bodźców do tego, by takie lęki się uaktywniły. One podobno siedzą w psiej główce. Ciężko mi jednak uwierzyć, że w Lunkowej główce siedziały od zawsze, kiedy sięgnę pamięcią do naszych początków. Ogólnie po głębokich przemyśleniach wyszło mi na to, że być może wpływ na jej fobie mogły mieć dwa czynniki. Pierwszy to Sylwester spędzony w schronisku, kiedy młoda była jeszcze malutką puchatą kulką, a drugi to bardzo głośny wybuch z rury samochodowej zaraz obok nas. Pamiętam, że było to na wieczornym spacerze, a dźwięk był tak głośny, że ja sama podskoczyłam ze strachu i do dziś dziwię się, że udało mi się wtedy zapanować nad psem, który z siłą o jaką w życiu bym go nie podejrzewała zaczął drzeć do przodu i przeraźliwie piszczeć. Potem zaczęły się burze i już byliśmy pewni, że najszczęśliwszego pieska na świecie będziemy mieć już teraz tylko od czasu do czasu.
Tak było jeszcze rok temu, ale z biegiem czasu moje nastawienie bardzo się zmieniło i zamiast ryczeć w poduchę zaczęłam szukać informacji, jak sobie radzić i mimo wszystko mieć szczęśliwego-lękliwego psa. Pierwszą i do dziś jedną z lepszych szczególnie w kwestii motywacyjnej deską ratunku jest dla mnie blog Oto Janka. Iza- autorka bloga jest właścicielką suczki Janki, która na początku bała się dosłownie wszystkiego. Już o nich wspominałam w którymś poście, a moje zachwyty nad osiągnięciami dziewczyn do dziś nie ustały. Serio, jeśli trafiliście tu, bo też macie lękliwego psa koniecznie odwiedźcie bloga i fanpage Izy. Takiej dawki motywacji naprawdę ze świecą szukać gdzie indziej. Spory nacisk zaczęłam również kłaść na budowanie relacji z Luną. Kiedyś wydawało mi się, że jak sobie żyjemy obok siebie to już wystarczy do tego, żeby pies traktował mnie, jak najlepszego przyjaciela i bezpieczną przystań w obliczu zagrożenia. A figę! Na takie tytuły trzeba sobie proszę państwa zasłużyć. Zaczęłyśmy sobie regularnie ćwiczyć w domu sztuczki, na spacerach tak organizowałam czas, żeby Luna pobiegała z innymi psami, bo to dla niej najlepsza zabawa, ale żebyśmy też miały czas dla siebie po to, żeby pokazać jej, że sam na sam ze mną też może być fajnie i ciekawie. Ustanowiłyśmy sobie pewne zasady i rutynki, które fajnie działają na naszą relację i organizują nam dzień. Zaczęłam też przekopywać internet w poszukiwaniu jakichś bezpiecznych środków na zrelaksowanie zestresowanego psa. Znalazłam różnego rodzaju feromony, olejki ziołowe i kamizelki antylękowe. Nad kupnem kamizelki antylękowej bardzo poważnie się zastanawiamy. Podczas ostatniego Sylwestra zastosowaliśmy owijanie ciała psa zwykłym bandażem. Ciężko mi powiedzieć, czy to coś dało. Na pewno nie zaszkodziło. Mimo wszystko po przeczytaniu świetnej recenzji jednej z takich kamizelek na blogu Chmura na horyzoncie uważam, że między owinięciem zwykłym bandażem, a zastosowaniem profesjonalnej kamizelki jest różnica, dlatego jestem coraz bardziej skłonna zaryzykować taki zakup. Niedawno też spotkaliśmy się z behawiorystką Sylwią, która od jakiegoś czasu ogarnia nam Lunkę. Poszliśmy na długi spacer po mieście, co wydawało mi się jeszcze do niedawna niewykonalne z Luną. Okazało się, że sporym problemem byliśmy my sami. Wysyłaliśmy Lunie złe sygnały i zamiast być dla niej oparciem w stresujących momentach utwierdzaliśmy ją w przekonaniu, że faktycznie coś jest nie tak. Po tym jednym spotkaniu z Sylwią spacery poprawiły się o jakieś 60%. Luna nie zapiera się, chodzi w miejsca w które jeszcze niedawno za nic w świecie by nie weszła. Uświadomiłam sobie, że nie ma złotego środka na lękliwego psa. Nie ma złotego środka, który będzie działał w każdej sytuacji i na każdego psa. Muszę bacznie obserwować Lunę i sprawdzać, co sprawia jej przyjemność. Na przykład nigdy nie przestanę pluć sobie w brodę, że ślepo zawierzyłam poglądowi, że przestraszonego psa należy ignorować. Być może niektórym psom to pomaga, ale na pewno nie Lunie. Kiedyś faktycznie ją ignorowałam, a teraz kiedy widzę że się boi siadam sobie obok niej, albo się kładę i jestem przy niej dopóki się nie uspokoi. Okazało się, że kiedy jestem przy niej- dużo szybciej się uspokaja.
Podsumowując, życie z lękliwym psem może usłane różami nie jest, ale bez przesady. Owszem skłamałabym gdybym nie przyznała, że czasem mam dość, że mam chwile załamania, że nie patrzę z zazdrością na psy radośnie kicające podczas burzy do domu za swoim właścicielem. Skłamałabym gdybym napisała, że kompletnie nie wkurza mnie to, że na każdym spacerze muszę plątać się w 15 metrową linkę, bo boję się spuszczać Lunę już gdziekolwiek ze smyczy. Jest mi przykro, bo kiedyś uwielbiałam burze, teraz klnę na każdą, choćby najmniejszą. Kiedyś nie musiałam kombinować, w której czarnej dupie spędzę Sylwestra, teraz już w czerwcu będę obdzwaniać największe dziury, żeby znaleźć tą najbardziej cichą. Ale kurde, czy to wszystko ma sprawić, że mam się czuć ze swoim psem nieszczęśliwa? Za fiksa nie. Psy mają różne problemy. I nie ma sensu licytować się kto ma większe. Dla jednych końcem świata będzie to, że pies odmawia wykonania komendy „siad” dla innych ich agresywny pies będzie wyzwaniem nie do pokonania. Być może istnieją psy bezproblemowe. Osobiście się nie spotkałam, bo każdy mój znajomy psiarz ma jakiś problem do rozwiązania. Ale wielkość tego problemu nie zależy od jego nazwy tylko od tego, jak sobie z nim radzimy. My wzięliśmy byka za rogi i choć wiemy, że ostatecznie pewnie nigdy nie wygramy to możemy bardzo dużo zmienić i poprawić. A Luna to najwspanialszy pies, jakiego mogliśmy sobie wymarzyć. Ja ciągle wierzę, że to że młoda do nas trafiła to nie jest zwykły przypadek i mamy jakąś robotę do wykonania. Być może to jest właśnie ta robota. Otworzenie trzęsidupki na świat i obserwowanie, jak się zmienia, jak cieszy i jak się boi coraz mniej. I nie ma nic piękniejszego niż patrzenie na każdy nawet najmniejszy kroczek do przodu.
Podsumowując już ostatecznie- nie, nie mamy przerąbane. Mamy tylko troszkę trudniej w niektórych sytuacjach. Ale tak samo, jak każdy świadomy opiekun jesteśmy ze swoim psem najszczęśliwsi na świecie. Trochę nam zajęło zanim problemy zaczęliśmy nazywać wyzwaniami i stawiać im czoła. Patrząc wstecz odwaliliśmy już kawał pracy, patrząc do przodu widzimy kawał roboty, jaki musimy jeszcze odwalić. Ale czy jesteśmy jedyni na świecie? Na pewno nie. Czy mamy najlepszego psa na świecie? Na pewno tak. Bo każdy opiekun powinien tak myśleć, bo każdy opiekun w tej kwestii ma rację 🙂
Ah… po części Cię rozumiem i wiem o czym mówisz. Mimo, że mogę poeiwdzieć, że moje psy się nie boją, mimo że od maleńkiego dbałam by shabituowały odgłosy burzy to i Donner miał z tym epizot, kiedy mu faierwerki niemal na łeb leciały. Sama by się chyba zaczęła bać w takiej sytuacji, ale wszystko jest to odpracowania lub przynajmniej whypracowania poziomu w którym pies nie schodzi nam na zawał 🙂 Natomiast z tym ignorowaniem to też tak nie do końca. Bo to nie o to chodzi by nie widzieć psa i jego lęków tylko ich nie wzmacniać swoim lękiem o niego, strachem, czy poddenerwowaniem. Ja odbracowując nabyte lęki Donnera wyciągalam go prosto na te wystrzały i skarmiałam, lub się bawilam z nim – pokazująca mu: „stary weź to, olej idziemy się bawić”. I u nas się to sprawdziło. Oczywiście kazdy pies to iny przypadek, inna fobia i inny charakter, ale najgorzej siąść i zacząć płakać z psem 🙂 Cieszę się Waszym ostatnim wpisem jak to Luna okazała się dzielną panną i mimo strachu wyszła na spacer! Trzymam za Was kciuki i teraz już z burzy na burzę będzie lepiej 😉
My z Donnerem tochę hardkorowo odpracowywaliśmy taumę, ale pomogło: http://zamerdani.pl/my-sie-sylwestra-nie-boimy/
PS: Weźcie sobie jakiegoś Discusa zainstalujcie czy coś, bo w tym systemie komentarzy jak piszę z tel nic nie mogę edytować i usunąć (chyba zesztą z komputera też się nie da), więc masz komentarze z bęłdami ode mnie – sorrka. A tak jakbym była przed komputerem to bym je poprawiła. 😀
Este Alan Turing, debió de haber contribuido muchÃsimo al fin de la Segunda Guerra Mundial, si fué capaz de descigras los códigos alemanes. Me imagino que tendrá un nbusto en Londres. Nosotros, desde luego, le estamos agradecido, por supuesto. Un abrazo.
No z tym ignorowaniem to rady były dosłowne niestety i winę biorę na siebie, że posłuchałam. Jeśli chodzi o Lunę, to na taki sposób odpracowywania lęków niestety było już za późno. Od samego początku po usłyszeniu huku nie było szans na jakąkolwiek zabawę ani smakołyk. I zgadzam się, wszystko jest kwestią pracy nad danym problemem, co właśnie uskuteczniamy 😉 A sprawę z komentowaniem przekażę Szymonowi, dzięki! 😉
Bardzo mocno się utożsamiam z Twoimi słowami. Co prawda Egon nie boi się burzy, ale fajerwerkó panicznie. Nie od zawsze mieliśmy ten problem, ale niefortunny splot wydarzeń, spowodował, że teraz każde „bum”, nawet jeśli pochodzi z odległości killku kilomentrów, powoduje, że pies zaczyna ciągnąć jak traktor, wyłącza mózg i traci kontakt ze światem. Sylwestra przeżyliśmy z głośną muzyką i wieloma ludźmi, którymi był pies zaabsorbowany, jednak czas przed i po sylwestrowy był dla nas katastrofą. Doszło do tego, że również musiałam znosić psa po schodach. Obecnie nadal ta sytuacja się za nami ciągnie WIele różnych rzeczy potrafi wyprowadzić Egona z równowagi. Trzaskająca maska samochodu, kopnięcie kamienia, reklamówka. W takich chwilach jesli mam tylko możliwość, po prostu wracam do domu nie zwazajać na ciągnięcie, duszenie i dyszenie. Z doświadczenia wiem, że próby uspokojenia psa na zewnątrz przynoszą marne skutki i cały późniejszy spacer jest bardzo niespokojny. Jeśli nie mam możliwości powrotu, zaczynam biec. Spokojnie, miarowo. To nasz sposób na upust negatywnych emocji. Dzięki temu pies spuszcza parę i szybciej dochodzi do siebie.
Huki to jedno z czym się zmagamy, mamy jeszcze wiele problemów, które wywodzą się właśnie z lęków. Cierpię ja, bo chciałabym żeby mój pies był szcześliwy, ale przed wszystkim cierpi pies. Zgadzam się w stu procentach, że kluczem są relacje. Bez nich nic nie zdziałamy. Czuję się zainspirowana do działania 🙂
Życie z psem lękliwym na pewno jest nie jest proste, stają nam na drodze liczne przeszkody, ale co z tego, jak się ma przy sobie ten Ideał 🙂 Łączę siły w zmaganiach!
P.S. chyba miałyśmy do czynienia z tą samą panią Sylwią 😉
Dla takich komentarzy warto pisać bloga. Dziękuję Moniko za to, co napisałaś. Mam wrażenie, że Egon i Luna to ten sam przypadek. U nas też doszło do tego, że coraz więcej bodźców (dokładnie, te które wymieniłaś) potrafi wytrącić Lunę z równowagi, ale też odkąd zaczęliśmy pracować, to czas jej wrócenia do „stanu normalności” jest dużo krótszy. My też kiedyś po huku wracaliśmy do domu. Teraz też, jednak zawsze trochę inaczej niż to ma zakodowane Luna i dopiero po chwili. Jak młoda zaczyna panikować, to siadam z nią tam gdzie akurat zastał nas huk, często jest to po prostu na chodniku ( 😉 ) i czekam aż Luna chociaż minimalnie się uspokoi. Dopiero wtedy wstajemy i wracamy do domu. Nie pozwalam jej też wtedy ciągnąć i egzekwuję siad lub inną komendę za każdym razem kiedy napina smycz. Często w ten sposób do domu wracamy już praktycznie na całkowitym luzie oczywiście takim, jaki możemy wypracować po poziomie stresu u psa po huku. Ale tak, jak już pisałam właśnie wszystko jest kwestią danego psa. Z tym bieganiem to też jest bardzo ciekawe, bo ja też często, jak Luna zapierała się i nie chciała gdzieś iść to zaczynałam z nią biec. I o dziwo od razu ogon do góry, radocha na pysku i hulaj dusza, zero stresu. Niestety przez moją niechęć do biegania kondycha nie pozwala mi na zbyt długie biegi, chyba muszę nad tym popracować w takim razie 😉 Bardzo się cieszę, że się odezwałaś. Trzymam za Was mocno kciuki i ściskam! 🙂
p.s. Jesteście z naszych okolic?
Egon to trudny przypadek, ale jednocześnie bardzo dobry nauczyciel. Trudno uwierzyć, jak pies potrafi zmieniać człowieka 😉 No i zmusić do pracy nad samym sobą. Wszystkie etapy są do przejścia, bardzo mocno w to wierzę.
Aktualnie studiuję w Lublinie, ale ogóle rzecz biorąc; Jasło – po sąsiedzku 🙂
flofi dit :Une belle housse de couette en percale avec des couleurs toutes douces…pour faire de beaux rêves ! Merci pour ce nouveau concours
W jakim wieku była Luna gdy wydarzył się wybuch z rury samochodowej?
ps. bardzo ciekawy wpis, życzę Wam wszystkiego dobrego!
Michał
Dokładnie ciężko to stwierdzić, jak to z psiakiem ze schroniska ale mogła mieć około 7-8 miesięcy, a samotnego Sylwestra w schronisku spędziła mając około 3-4. Dziękuję za miłe słowa! Pozdrawiamy ciepło 🙂
Teraz dopiero znalalzlam ten wpis u Was, choć wiem ze komentowaliście wiele razy na temat Berkowych lęków i że Luna jest psem lękowym. Ja jestem na tym początkowym etapie kiedy mialam standardowo wyluzowanego psa gotowego robić wszystko, a teraz nagle okazało sie z jakiegos do końca mi nie wiadomego powodu, że mam psa z którym nie mogę za bardzo iśc na spacer bo czegoś sie boi. Frustruje, dobija, denerwuje, ale staram sie to zrozumieć i z tym pogodzić, bo Berek ma problem i przeciez sam sobie z tym nie poradzi. Boi sie czegoś co jest wszędzie i nigdzie, czegoś co nie znika z jego głowy. Pojutrze mamy wizytę behawiorystki ktorej chce zadac milion pytań i posłuchac co ma do powiedzenia. Oby cos nie tylko Berkowi, ale i mi pomogło.
Tak ogromnie trzymam za Was kciuki!!! Mam nadzieję, że behawiorystka będzie umiała pomóc i teraz będziecie szli już tylko do przodu. Choć dobrze wiem, że to ogromnie ciężka praca. Na dwa kroki do przodu zwykle przypada 10 w tył. Ale warto walczyć. Ten nasz strachulec po coś się w naszym życiu pojawił i choćby nie wiem, co będziemy z nim do samego końca. Choćby się trzeba było w mysiej dziurze zaszyć 🙂