Sesja zdjęciowa z Kamilą Buryn i Devi

Niektórzy z Was pewnie wiedzą, że moją pasją jest fotografia. Dobra, pasją to może za mało powiedziane. To taka moja mała obsesja. Kilka lat temu moją mamę odwiedziła koleżanka z niezbyt urodziwym pekińczykiem. Niewiadomo dlaczego, złapałam za aparat i zaczęłam za nim łazić i pstrykać mu zdjęcie za zdjęciem szczerząc się, jak głupia z każdego ujęcia,mimo że na każdym z tych zdjęć pekińczyk wyglądał jeszcze gorzej. Tym historycznym momentem zaczęła się moja przygoda z fotografią psów. Po pekińczyku poleciały psy znajomych, a kiedy stwierdziłam, że może dobrze by było te zdjęcia gdzieś pokazać powstała strona internetowa fotografiazwierzat.com i oczywiście obowiązkowo fanpage o tej samej nazwie. Po pojawieniu się zdjęć w internecie od czasu do czasu pojawiają się zapytania o sesję. Każde, nawet to które nie dochodzi do skutku ogromnie mnie cieszy, bo to znak, że komuś podoba się to, co robię.
To był jeszcze grudzień. Wróciłam sobie do domu po pracy, jak zwykle po ogarnięciu najważniejszego, czyli obiadu odpaliłam kompa i wiadomo fejsa. Tam już czekała na mnie wiadomość z zapytaniem o sesję. Otworzyłam okienko i zdębiałam. Najpierw zaczęłam biegać po mieszkaniu i piszczeć ze szczęścia, po to żeby zaraz usiąść i jak to ja stwierdzić, że nołłej nie nadaję się, nie ma opcji, najwyżej nie odpiszę i udam, że tego zapytania w ogóle nie było, opcjonalnie usunę fanpage, bo przecież nadawcy wyświetliło się, że wyświetliłam wiadomość i kit, że nie przeczytałam nie przejdzie. Jak zwykle do pionu ustawił mnie Brodaty. Między jednym kęsem pieroga, a drugim stwierdził: „Weź nie świruj, tylko odpisz dziewczynie, jak kultura nakazuje i ustalcie termin sesji”, po czym jednym zwinnym ruchem odciął głowę jakiemuś smokowi, bo akurat grał w Wiedźmina (swoją drogą, jak on to zrobił, że równocześnie potrafił jeść, odcinać głowy smokom i tak racjonalnie podejść do sprawy mojej sesji z Kamilą Buryn?!)
No bo właśnie o Kamilę się tu rozchodzi. Jeśli ktoś orientuje się w temacie obedience to wie, że Kamila jest jedną z czołowych polskich zawodniczek w tej dyscyplinie.
28 lokata na 99 na Mistrzostwach Świata Obedience 2015 w Turynie – najlepszy wynik wśród polskiej reprezentacji, tym samym najlepszy wynik w historii polskiego obedience na MŚ
7 lokata na 21 krajów – Polska w klasyfikacji drużynowej MŚ OB 2015
Zwycięzca Mistrzostw Słowacji Obedience 2015 w klasie 3
Wniosek na Międzynarodowego Championa Obedience – CACIOB
II vce Mistrz Polski Obedience 2015 w klasie 3
vce Mistrz Polski Obedience Border Collie 2015 w klasie 3
vce Zwycięzca Ligi Obedience Słowacji 2015 w klasie 3
Kwalifikacja na Mistrzostwa Świata Obedience 2015
Zwycięzca Pucharu Polski Obedience 2014 w klasie 3
Kwalifikacja na Mistrzostwa Świata Obedience 2014
Mistrz Polski Obedience 2013 w klasie 2
vce Mistrz Słowacji Obedience 2013 w klasie 2
Zwycięzca Memoriału Joopa 2013 w klasie 1
Mam nadzieję, że już rozumiecie dlaczego spanikowałam. Na szczęście z pomocą Brodatego wzięłam się w garść i odpisałam. Ucięłyśmy sobie z Kamilą miłą pogawędkę, obgadałyśmy szczegóły sesji i pozostałyśmy w kontakcie w sprawie terminu. Padło na 17 stycznia. Marzyła nam się zimowa sceneria, a już najlepiej żeby klimatu dopełniał pruszący śnieżek. Ehe na pewno. Było masakrycznie zimno, szaro, ponuro i ogólnie brzydko. Ale nie zrezygnowałyśmy ze zdjęć i postanowiłyśmy co nieco podziałać. Kamila okresliła jakich ujęć potrzebuje i gdzie chciałaby zrealizować zdjęcia. Uwielbiam takie konkrety. Zaczęłyśmy od zdjęć na ścianie naszej rzeszowskiej filharmonii.
Jak to się mówi pierwsze koty za płoty, stresik trochę opadł, a ja jak ostatni debil stwierdziłam, że kompletnie nie wiem, jak się zachowywać przy takim psie, jak Devi. Pierwszy raz miałam do czynienia z psem, który wydaje się, że rozumie nasz ludzki język jak normalny przedstawiciel homo sapiens. Głupio mi było cmokać, popiskiwać i pomiaukiwać, jak to mam w zwyczaju na innych sesjach, bo miałam wrażenie, że Devi patrzy na mnie z lekkim zażenowaniem. Postanowiłam więc spróbować zdusić w sobie nawyk wydawania z siebie dziwnych dźwięków i po prostu przekazywałam Kamili, czego oczekuję od Devi, a one już sobie tam po swojemu gadały i pozowały, tak jak prosiłam. No genialne doświadczenie zobaczyć tak zgrany duet!
W drodze na docelowe miejsce sesji, czyli rzeszowski rynek pstryknęłyśmy jeszcze kilka ujęć:
Głównym celem sesji było pokazanie super relacji obu dziewczyn. Tak, jak pisałam wyżej pierwszy raz miałam okazję widzieć, jak pracują mistrzynie obedience i serio ciężko było mi robić zdjęcia, po cały czas odbijały mi się między uszami ochy i achy, jakie wysyłał mój mózg widząc te wszystkie cuda, które Kamila i Devi wyczyniały.
Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym czegoś nie odwaliła. Podczas zdjęć w tej uroczej alejce, nie wiem czy ze stresu, czy z zimna chyba zbyt intensywnie żułam gumę i pozbyłam się kawałka plomby. Przez moment panika sięgnęła szczytu, bo kurde nie dość że stresująca sesja to jeszcze świadomość, że teraz nic mnie już nie uchroni przed największym sadystą świata, czyli dentystą oczywiście. Na szczęście nie bolało, więc postanowiłam zachować zimną krew (co przy tej temperaturze nie było trudne) i działać dalej. Kilka słodkich ujęć ociepliło atmosferę i pozwoliło mi na chwilę przestać myśleć o braku kawałka zęba.
Kolejne ujęcia powstały już na rynku. To też był dla mnie pierwszy raz, bo zazwyczaj sesje robię w plenerze, z dala od miejskiego zgiełku, ale Kamila wymyśliła sobie akurat środek miasta. I bardzo dobrze, bo gdyby nie to pewnie do dziś nie wylazłabym z aparatem zza leśnych chaszczów (chaszczy?), a okazuje się że zdjęcia w mieście mogą być równie interesujące.
I oczywiście numer popisowy Devi, w którym zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Stawanie na tylnych łapkach i obejmowanie przednimi wszystkiego, co się da. Poziom rozczulenia plus milion miliardów.
Kamila oprócz tego, że od czasu do czasu cyknie sobie z Devi jakieś mistrzostwa świata, w wolnych chwilach jest jeszcze właścicielką firmy produkującej najpiękniejsze zabawki świata dla psów. Wygląd zabawek i ogólna oprawa graficzna tej firmy jest tak rewelacyjna, że przez kilka dni non stop oglądałam sobie fanpage RAUKI (bo sklep i strona internetowa jeszcze się robią). Wrażliwych na piękno ostrzegam, że wsiąkną w RAUKI na dłuuugie godziny. Na sesji nie mogło zabraknąć firmowych szarpaków, które Devi dumnie reklamowała.
Sesję skończyłyśmy po bodajże 4 godzinach, kiedy zaczynało się już porządnie ściemniać. Jeszcze tylko kilka ujęć obiektywem szerokokątnym i będziemy mogli wszyscy krzyknąć magiczne MAMY TO OŁ JE!
Mimo, że zasypałam Was tu zdjęciami (na swoje usprawiedliwienie mam tylko tyle, że już sam tytuł sugerował, że treści może nie być za wiele ) to i tak nie są to wszystkie ujęcia, jakie oddałam Kamili na płytce. Współpracowało się genialnie, a najlepsze dopiero przed nami bo mamy jeszcze mnóstwo pomysłów, które dopiero zrealizujemy. Bardzo się cieszę na kolejne sesje, bo mimo że jestem w miarę zadowolona ze zdjęć uważam, że nie wykorzystałam potencjału obu modelek. Większość winy zrzucam na totalny stres i brak kawałka zęba 😉 Dobrze, że uda się to nadrobić.
Taki pakiecik (płyta ze zdjęciami, jedna odbitka wywołana w formacie 13×18 i miniaturka jednego ze zdjęć) otrzymały dziewczyny po skończeniu pracy nad zdjęciami:
A na koniec zdecydowanie moje ulubione zdjęcie:
*zdjęcia będą się co jakiś czas pojawiać na fanpagu fotografiazwierzat.com. Nieśmiało zapraszam, może akurat natraficie na takie, którego tutaj nie umieściłam 🙂
Wiola, jesteś najlepsza! Kocham wszystkie twoje foteczki i jestem największą psychofanką! Zaklepane!
Oł jeee, pierwsza psychofanka na pokładzie, nareszcie! 😀 Dzięki Kasia <3
Zjawiskowe zdjęcia! Jestem oczarowana całą sesją. 🙂
Dziękuję, niesamowicie mi miło! 🙂
Ja muszę przyznać, że dopiero teraz ogarnęłam, że Wy to Wy 😀 Tzn, że jeszcze fotografiazwierząt, brawo ja ! 🙂
Sesja jest świetna, ogrom zazdraszczania, milioń pińcet zakochania 😀 Jak Kamila wrzucala na fejsiku wspólne zdjęcia z tamtej sesji kwiczałam, że JA TEŻ CHCE MIEĆ ŁADNE ZDJONTKA Z PIESKAMI!!!
Ach czemu Wy tak okrutnie daleko 🙁
Oj tam, przecież to nie jest jakieś mega oczywiste, że my to my 😀 Dzięki wielkie kochana! Może kiedyś jakieś wspólne Bieszczady to się nawzajem obfotografujemy 😀
Piękne zdjęcia 😉 Tak z ciekawości – jaki aparat polecasz na początek? My robimy Legion fotki telefonem (na insta) lub jakąś totalnie podstawową cyfrówką. Nie ukrywam, że w ogóle nie jestem zadowolony z jakości. Myślałem nad jakimś tradycyjnym nikonem – lustrzanką 😉
Legion w ogóle nie lubi zdjęć i kręci pyskiem jak ma pozować niestety 😉
Wracając do Twoich zdjęć – naprawdę świetne. Najlepsze te przy słupie (a może to lampa?) 😉
Bardzo dziękuję za ciepłe słowa 🙂 Jeśli mam być szczera to na sam początek zawsze i każdemu polecam aparaty analogowe. Jak żaden inny uczą kadrowania i myślenia nad ujęciem, które później procentuje przy sprzęcie cyfrowym. A jeśli chodzi o „cyfry” to reprezentuję „bojówkę canona” 😀 Legion na zdjęciach wygląda, jakby uwielbiała obiektyw, także punkt dla Ciebie 🙂
Dokładnie-lampa 🙂
Zdjęcia są przepiękne!!!! A pakiecik uroczy 🙂
Dziękuję! A pakiecik cudny- zdecydowanie mój ulubiony 😉
Haha o rany, ale wyszło. Pisząc o cudnym pakieciku akurat miałam na myśli pakiet Kamila plus Devi, a Ty pisałaś o płycie 😉 Wyszłam na samochwałę przez niezrozumienie. Dziękuję za miłe słowa! 🙂
O boże, o boże <3
zaklepuję psychofankę nr 2! 😉
Czemu jesteście tak daleko 🙁 serio me serce krwawi. Luna i jej uszy tak daleko, takie piękne zdjęcia tak daleko 🙁 Chyba plany weekendowe trzeba przenieść w kierunku Bieszczad 😉
Haha o jacie dziękuję pięknie! 🙂 Koniecznie planujcie urlop w Bieszczadach. Mimo, że do wielu miejsc nie można wejść z psem, to tych gdzie zakazu nie ma też jest mnóstwo i też są przepiękne. No i koniecznie odezwijcie się, jak będziecie :*
Te zdjęcia są absolutnie przecudowne. Fantastyczne. Po prostu brak mi słów. Tak właśnie wygląda moja wymarzona sesja foto z psem. Coś wspaniałego. Jak tylko zobaczyłam je u Kamili na fejsie zgarnęłam chłopa i prawie wbiłam mu łeb w monitor, każąc się zachwycać. Bo, kurczę, tak bardzo jest czym!
PS. Doceniam też brak logo – takie małe gesty zaufania do ludzi z jednej strony, a dbałości o estetykę z drugiej bardzo, bardzo zdobywają me serce.
Dominika bardzo, bardzo Ci dziękuję! Tak miło mi to czytać! 🙂 Nie widzę przeszkód, żeby i Wam porobić takie zdjęcia. Jestem po cichutku zakochana w Gambicie od pierwszego wejrzenia, a jeszcze jak przywdziałaś mu te niebieskie szelki to już w ogóle odpadłam! <3
Co do logo, kurde zawsze mam z tym problem, w sensie czy dawać, czy nie. Uwielbiam zdjęcia bez niego, bo nawet jeśli logo jest niewiadomo jak ładne to zawsze mi jakoś wadzi, ale już tyle razy podpieprzono mi zdjęcie, że gdzieś tam czasem i tak je wsadzę. Zwłaszcza wrzucając na fejsa, bo to chyba najpopularniejsze źródło dla kradnących szuj. Zupełnie inna sytuacja jest gdy oddaję zdjęcia klientowi. Wtedy nawet do głowy nie przychodzi mi, żeby walnąć logo, a odkąd pracuję w zakładzie fotograficznym zauważyłam, że wśród fotografów stało się to nagminne i tego nigdy nie ogarnę 😉
Ja też tego nie ogarniam. I strasznie nie lubię zdjęć zeszpeconych nachalnym, walącym po oczach logo, a zauważam, że to staje się normą.