3 top miejscówy kwietnia

Internety aż huczą o tym, że oficjalnie już wiosna. Jako, że z okna w bloku widoki są różne postanowiliśmy to sprawdzić. W poszukiwaniu tej długo wyczekiwanej zielonej i tajemniczej pani W. udaliśmy się w kwietniu w kilka naprawdę ciekawych miejsc. I wiecie co? Była tam. Bierzemy na bary wszystkie konsekwencje z tym związane i głośno krzyczymy, że #oficjalniejużwiosna i #walsięzimo. Oto 3 miejscówki, który przypadły nam do gustu najbardziej:
LAS W BRATKOWICACH
Las znajdujący się dosłownie kilkanaście kilometrów od Rzeszowa odwiedziliśmy w kwietniu, jak wynika z mojego podfolderu „kwiecień” (znajdującego się w folderze „Luna 2016”, który znajduje się w folderze głównym o nazwie Luna) dokładnie 3 razy. Pamiętam, że jeszcze kilka lat temu nie byłam przekonana do spacerów po lesie. Mega nudne wydawały mi się zewsząd wystające badyle, świergot ptaków zagłuszałam Red Hotami puszczanymi z diskmena, a zbieranie grzybów było dla mnie równie fascynujące, co oglądanie potyczek szachowych. Serio, do lasu szłam jak za karę, ale mama kazała, to się szło. Taki bunt na 45%. Na szczęście mam to już za sobą i za wycieczki w las dałabym się pokroić. Może to kilka lat mieszkania w bloku dało mi tak w kość, że w końcu zaczęłam doceniać to, co jako dziecko wychowane w domu z ogrodem miałam na codzień. Nasze kochane „bratkowice” ratują nam tyłki zawsze wtedy kiedy koniecznie chcemy na długi spacer, ale nie mamy, ani pomysłu, ani czasu na coś nowego. Bo są zdecydowanie w sam raz. I mają mega szerokie ścieżki, którymi nie każdy las dysponuje, a które są idealne do spacerowania z psem na kilkumetrowej lince. Nie ma nic bardziej wkurzającego, niż linka plątająca się w patyki, między drzewami, o krzaki, czy inne wystające badyle. Pewnie znajdą się osoby, które zapytają „po kiego mi linka w lesie?” A no po takiego, że jestem mega przeciwna spuszczaniu psa ze smyczy w takich miejscach, jeśli ten lubi sobie „zapolować”. A Luna zdecydowanie lubi. Być może jest to super okazja do wybiegania pieska, ale trzeba też mieć na uwadze prawowitych mieszkańców lasu. Nawet jeśli mam pewność (chociaż uważam, że takiej pewności nigdy nie można mieć), że mój pies wróci, jak już sobie pogoni sarenkę to mu na to nie pozwolę, bo to dla sarny mega stres, a na mojego gnającego w amoku psa czeka po drodze jeszcze kilka innych niebezpieczeństw. Bardzo konkretnie na ten temat wypowiedziała się w swoim wpisie Amelia z bloga Zamerdani o tutaj —>KLIK
PRZYMIARKI
Czyli mały raj na ziemi, który odkryliśmy dzięki naszemu przyjacielowi całkiem niedawno, a okazało się, że przez całe życie mieliśmy go pod nosem, bo znajduje się jakieś niecałe 20 km od naszego rodzinnego Krosna. Przymiarki to grzbiet górski w Beskidzie Niskim, w paśmie Wzgórz Rymanowskich. Nie za wysoki, nie za niski. Dokładnie w sam raz, żeby trochę się zmęczyć, ale nie za bardzo, ale też ponapawać przepięknymi widokami, prawie jak w Bieszczadach. Przy odrobinie szczęścia z Przymiarek da się zobaczyć Tatry, a dzięki niesamowitemu urokowi miejsce to doczekało się też fanpage’a na facebooku, na którym znajdziecie więcej przepięknych zdjęć o rożnych porach dnia i roku.

BIESZCZADY- SZLAK DOLINĄ SANU Z RAJSKIEGO NA TWORYLNE
Od niedawna tekst „Bieszczady? Przecież tam nie można z psem!!!” śmieszny mnie równie bardzo, jak ten o lisku, który mówił, że nie zjadł kury, a tak naprawdę to był on. Błagam powiedzcie, że znacie 😀 Dobra, jeśli nie to przytoczę:
W pewnej wiosce mieszkał sobie gospodarz, który miał kurnik. Co noc do tego kurnika przychodził sprytny lisek i pożerał jedną kurę albo koguta, zależy na co miał chrapkę. I tak to trwało miesiącami, aż pewnego dnia gospodarz schwytał liska i zapytał:
– Czy to ty wyjadasz stopniowo mój drób?
Na co sprytny lisek odpowiedział:
– Nie!
A tak naprawdę to był on.
Genialne w swoim absurdzie dokładnie tak samo, jak to, że w Bieszczady nie można z psem. Można, tylko trzeba trochę się wysilić i poszukać odpowiednich szlaków. Chociażby takich, jak ten który końcem kwietnia zwiedziliśmy z naszymi kochanymi Makulskimi. Niestety nie udało nam się przejść całego szlaku, bo Makulskich przyhamowała cysterna w drodze z Wawki, ale i tak to, co udało nam się zobaczyć wryło nas w ziemię i dało totalnie pozytywnego kopa na resztę miesiąca. Dla zainteresowanych szczegóły dojazdu i zdjęcia z całego szlaku dostępne są pod tym linkiem KLIK a my ze swojej strony obiecujemy, że jeszcze tam wrócimy i przejdziemy całą trasę. Aleks, Michał, Lusia- szykujcie się!
Tak prezentował się szlak aż do pięknej polanki, która sprawiła, że aż Brodaty z wrażenia czapkę ściągnął. Byliśmy tak zachwyceni, że mało brakowało, a pozostalibyśmy na niej do zmroku, nie ruszając się najchętniej już ani kroku dalej. I zrobilibyśmy największą głupotę, bo najlepsze było dopiero przed nami.

Oto, co czekało na nas tuż za górką:
Jak widać na własnej skórze przekonaliśmy się, że internety nie kłamały i faktycznie mamy wiosnę. A jak Wasze poszukiwania? Marzanna utopiona? Pierwszy spacer w trampkach, pierwszy piknik, pierwsze wyjście bez kurtki i pierwsze w tym sezonie plenerowe piwko zaliczone? Mam nadzieję, że tak i że zima i u Was już dawno odeszła w niepamięć 🙂
Dobra, uprzedzam, że po raz kolejny mam zamiar przyczepić się jak rzep do psiego ogona (a trochę tych ogonów macie 😉 ) i pojechać z Wami tam, gdzie byliście z Makulskimi! Przymiarkami też nie pogardzę 😀 przygodo nadchodzę!
Oooo koleżanko! A Bratkowice to co? Jeszcze będziesz marudzić, „weeeeźcie mnie do Bratkowic proooooszęęęęę!!!” 😀
Chcę. Z. Psami. W. Bieszczady.
O Borze Szumiący, jak tam pięknie!
Jak widać stoją otworem nawet przed psiarzami. I tak, zdecydowanie są przepiękne 🙂 Jakby co, służymy pomocą i towarzystwem 😉
ah na prawdę pięknie 🙂
Teraz muszę wybrać się do Przymiarek (czy jak to się odmienia) tak blisko, a nigdy nie słyszałam o tym miejscu.
O widzisz, czyli nie jesteśmy sami z tą zaskoczką, bo też tyle lat mieliśmy je pod nosem i nie wiedzieliśmy o ich istnieniu. Wybierzcie się KO NIE CZNIE! 🙂