Łopienka na niedzielę.

W (czyli ja): „Kurde kochanie, jak byliśmy tu rok temu to było tak jakoś…inaczej? No ale nieważne i tak mi się podoba”.
B (czyli Brodaty) „Kurde kochanie…nie było nas tu rok temu?”
Tak zaczęła się nasza niedzielna wycieczka. Do samego celu byłam przekonana, że jedziemy gdzie indziej i nawet to, że droga jest raczej od połowy całkiem w odwrotną stronę nie wzbudziło moich podejrzeń. Cóż, tak mam. Jak już jadę to w sumie nieważne gdzie. Ważne, że będzie fajnie. Bo zawsze jest przecież. Okazało się, że na niedzielę Brodaty (no bo ja jak już wiadomo jechałam gdzie indziej ; ) ) obrał kierunek Łopienka. Jak podaje internet jest to „to nieistniejąca wieś z połowy XVI wieku, położona u podnóży Łopiennika (1069m n.p.m) a właściwie pomiędzy Łopiennikiem, a znajdującym się na północ od niego szczytem Korbania (894m n.p.m). Wieś zasłynęła przede wszystkim z tego, iż podobno ukazała się tu Matka Boska pod postacią ikony.” I tego…pewnie tak, aczkolwiek nas (a raczej Brodatego) przekonała „…ścieżka przyrodniczo-kulturowa „Dolina Łopienki”. Charakterystyczne miejsca znajdujące się na trasie ścieżki to m.in. cerkiew, łąki – widok na tarasy dawnych pól, las (buczyna karpacka w reglu dolnym), Studencka baza namiotowa oraz wąwóz, wodospad na potoku i retorty. Ścieżka oznakowana jest kolorem niebieskim.”
No to bieremy prawieowczarka, ciocię Karolinę (od niedawna wszystkie moje przyjaciółki nazywane są ciotkami ze względu na Lunę), jej sukę francowatą Frankę (acz bardzo kochaną, tyle że za Luną nie przepada, jak i za większością psów na świecie) i jedziemy ku przygodzie!
O tu jest mapka, jak dojechać od Rzeszowa:
Pogoda, jak to zwykle na początku nie rozpieszczała, ale najważniejsze że nie padało. Zaparkowaliśmy i wyruszyliśmy.
Taka mniej więcej rozścielała się przed nami ścieżynka. Równa, prosta, prawiegładka idealna na leniwy niedzielny spacer. I tak sobie szliśmy rozglądając się wokół, robiąc zdjęcia, rozmawiając, albo odciągając Lunę od Franki. Luna nie może pojąć tego, że Franka jej nie lubi i musimy zachowywać bezpieczną odległość. Ciągle próbuje nawiązać kontakt. Czasem rozczula mnie ta jej wiara w peace and love, a czasem boję się że przypłaci ją życiem.
Bezpieczna odległość zachowana.
No i dobra. Wodospad był (było nawet zdjęcie Luny przy uściślijmy mini wodospadzie, ale nieostre, więc świat go nie ujrzy. Luna jeszcze coś przebąkiwała, że wyszła jak pulpet więc tym bardziej). Ale za to jeśli chodzi o wodę to był strumyk o!
Takie jeszcze widoczki z trasy:
Cerkiew też była tylko że…no własnie. Ja mam jakąś taką niechęć do architektury na zdjęciach, że aż jej nie sfotografowałam. Potem sobie pomyślałam, że łaskawie mogłabym chociażby po to, żeby umieścić to na blogu, że była i nie kłamię no ale cóż. Mądra Wiola po szkodzie. W każdym razie nie chodzi mi o to, że ja nie lubię architektury na zdjęciach. Lubię- zwłaszcza, jak ktoś potrafi ją ciekawie uchwycić. Ja nie potrafię, więc nie uchwycam. Ale lubię, jak ktoś potrafi.
O czym tam dalej pisały internety? Studencka baza namiotowa oraz wąwóz. No cóż…pewnie straciłam przytomność, albo wzrok na chwilę, bo nie widziałam…chyba że wąwóz to cała ta trasa, to wtedy widziałam. Ale studenckiej bazy namiotowej nie. Za to było coś takiego:
No i spoko, że monitorowany. Myślę, że monitoring się przydał.
Dalej.
Retorty. (Ojezu co to jest wujku gógle pomóż!). Piece do wypalania węgla! Ha! Pewnie, że były! Tylko kurde…nie zrobiłam zdjęcia. Orany sorry…chciałam, ale tam była taka budka w której mieszkają panowie, którzy wypalają ten węgiel i kiedy się tam zbliżyliśmy to myślałam, że nikogo tam nie ma, więc zaczęłam się przymierzać do robienia zdjęcia i właśnie wtedy drzwi tej budki uchyliły się i z impetem znacząco trzasnęły. Zrozumiałam to jednoznacznie. WYPAD! A mi nie trzeba dwa razy powtarzać. Ale za to zrobiliśmy sobie selfi o!
Takie z Luną.
I takie bez Luny:
Dobra czyli kolejny punkt na ścieżce niby był, ale jakoby go nie było. Więc, czy coś w ogóle było? Były! Taka wiata, o której przeczytałam gdzie indziej. Można sobie w niej usiąść, coś zjeść, pograć w karty, albo sprawdzić fejsa o ile ktoś tam złapie internety w tej dziczy. Można sobie też zrobić zdjęcie i tyle.
Iiii mało tego! Były też te łąki! Chyba te. Ważne, że jakieś były. Do tego jakie piękne! Na łąkę trzeba było troszkę podejść pod górkę, ale to chyba jedyne wzniesienie na trasie.

Podsumowując. Trasa superprzyjemna, w sam raz na niedzielę po sobocie (if you know what I mean). Pewnie byłaby jeszcze piękniejsza, gdyby pogoda bardziej dopisała. Ale nie możemy narzekać. Wracaliśmy w pięknych okolicznościach przyrody:
I jak to zwykle bywa. Trasa szacowana była na chyba niecałą godzinę(?) w pierwszą stronę zajęła nam chyba 2 godziny, w drodze powrotnej prawiepodręcznikowo. W każdym razie polecamy bardzo, bardzo! Zwłaszcza jesienią. Może troszkę wcześniejszą niż my się wybraliśmy? Myślę, że jakiś środek października byłby idealny. Ale kurde. Przecież nieważne kiedy. Ważne z kim. Jak jest towarzystwo, to wszędzie jest fajnie. A jeśli się okaże, że Was przekonałam mimo tego, że praktycznie nie ma tu żadnych konkretów to dajcie znać! Chętnie wybierzemy się w Wami. Może znajdziemy tą bazę studencką?
A no i zapomniałabym. Imponująca trasa z lotu ptaka 😉
Świetna wędrówka! Zazdroszczę takiego wypadu. A przede wszystkim super blog!, no i te wasze wspaniałe psiaczki!!
Bardzo dziękujemy za przemiłe słowa! Ogromnie się cieszę, że to co piszę da się czytać 🙂
Jak dobrze, że powstał ten blog!
<3
My też byliśmy w weekend w górach tylko jakieś 70km na zachód. Piękne zdjęcia, jak zawsze 😉
Dziękuję! Właśnie widziałam Waszą relację, ale nie zdążyłam przeczytać. Ale obiecałam sobie, że jutro nadrobię zaległości 🙂
O raju, ale cudnie! Chętnie sama wybrałabym się na jakieś odkrywanie nowych tras w okolicy Śląska, ale nie bardzo wiem jak się do tego zabrać 🙂
No jak to? Wpisujesz w google „fajne miejsca w okolicy Śląska”, wybierasz to najładniejsze z zakładki grafika, pakujesz pieseły i drugą połówkę i jedziesz 😉
Oczywiście, że w Łopience istnieje Studencka Baza Namiotowa, ale:
1) działa tylko w trakcie wakacji (koniec czerwca – połowa września)
2) w ogóle nie poszliście w jej kierunku (patrząc po zdjęciach). Trzeba minąć cerkiew i pójść dalej do góry, aż do paśnika i przejść przez strumień zgodnie z drogowskazem. Wpadnijcie w sierpniu, jesteśmy tam co roku 🙂
No widzisz i teraz już będziemy wiedzieć gdzie szukać. Dzięki! Mamy niedaleko, więc jakby co- będziemy się odzywać 🙂